sobota, 30 lipca 2011

Jedno wejście, dwa wyjścia czyli Moczarowy ogród jak nora Borsuka Mariusza

Marceli Szpak:
"Wszelako wykorzystane zostały tylko trzy wejścia! a pozostałe zieją pustką.
Może to źle a może dobrze...
Wychodząc pierwszym, wiem że mogłem wyjść innym...
Nic tak nie uskrzydla jak swoboda wyboru

fragment książki "Marceli Szpak dziwi się światu"

Image and video hosting by TinyPic


No właśnie! Po co się ograniczać, jeśli można mieć więcej wejść lub wyjść!
Dawne czasy kiedy oficjalna brama była jedna do tego w miarę zamożności domu wytworna, a cały teren pocięty był wszelakimi przeprawami, minęły bezpowrotnie.
Nie pamiętam niestety jak wyglądał oryginalny wjazd do dworu. Za moich czasów pozostały jedynie dwie topole chińskie Populus simonii wyznaczające wlot na posesję. Te piękne okazy poszły niestety pod topór, parę lat temu, bo widocznie obecnemu właśćcielowi działki na której rosły (nie należącej już do moczarowiska od ponad 40 lat ), bardzo przeszkadzały.....
Tak więc jak to już pisałam wcześniej we wstępie o ogrodzie, główny transport i komunikacja zepchnięta została na boczne tory czyli dawną trasę do czworaków. No i cóż, nikt specjalnie nie przykładał wagi do tego wjazdu. Cały jego urok polegał na znajdującej się obok małej kapliczce która dawnej była również słupem od bramy. Ale kiedy przyszedł moment by zamknąć tą trasę jakąś zaporą, nikt nie zastanawiał się nad estetyką tego rozwiązania. Tak więc to co powstało miało być funkcjonalne, a nie ładne, a do tego najszersze jak tylko to było możliwe. Czyli brama przesuwana... a raczej nieprzesuwana, bo każdy kto choć raz ją otwierał wie, że jest to czynność ślinie nacechowana dźwiękiem... bramy i otwierającego.
To długa historia dlaczego zdecydowaliśmy się na drugi wjazd oddalony 100 metrów od pierwszego, ale z wielu powodów obok możliwości "swobody wyboru" był to ruch potrzebny.
No i się zaczęło....
Po pierwsze gdzie usytuować wjazd. Z pomocą przyszedł chyba sam duch miejsca, bo w odległości kilku metrów od siatki na łące wyrosły dwa piękne dęby samosiejki, takie 5 metrowe, prawie idealnie równo i do tego na szerokość drogi...tak jakby ktoś je specjalnie tak właśnie sadził.
Po drugie, sama brama, najlepiej taka brama z duszą, z jakąś historią i patyną.

Image and video hosting by TinyPic

Jak nie możesz czegoś znaleźć poszukaj u siebie, dobre rozwiązania często leża pod nosem. No i brama w sumie wisiała, może nie pod nosem ale na drugim końcu działki w totalnie nieużywanym wjeździe.

Image and video hosting by TinyPic

Kiedy te pół tonowe wrota stanęły bliżej domu, ożyły wspomnienia.
W sumie moje dzieciństwo niedawno się skończyło, ale często wydaje mi się że to było w innym życiu. To był naprawdę beztroski okres, ale czas jaki minął od tamtej pory, przyniósł ogromne zmiany. Okolica przepoczwarzyła się ze spokojnej wsi na twór wsio-podobny. Zmienili się też ludzie, zmieniły potrzeby i wymagania.
Brama o której teraz wspominam, nie należała do mojej rodziny, a wręcz przeciwnie do sąsiadów mieszkających prawie kilometr dalej. Wisiała sobie spokojnie i zawsze była gościnnie uchylona. Bywaliśmy tam często, herbatki pod płaczącą wierzbą lub kawki pod lipą. Znajomi należeli do tej samej grupy najeźdźców co moi rodzice, więc trzymanie sztamy i wspólne spotkania były uroczymi przerywnikami od dreptania przy swoich sprawach. Miasto daleko (choć tak naprawdę to blisko) a dookoła plaża intelektualna. Tak powstała swoista bohema. Trzeba pamiętać że kiedyś, przeprowadzka na wieś nie była tak popularna, miasto siedziało w mieście a wieś kisiła się w swoim sosie. Ludzi którzy tak jak mój ojciec zobaczyli rozradowaną traktorzystkę i stwierdzili że też chcą mieszkać na wsi, było naprawdę niewielu. Tak więc kolonia miejskich osadników była zestawem barwnych postaci, trochę szalonych i nietuzinkowych.
Jak chodzi o wspominaną bramę, pamiętam jak sąsiadka nie mając ochoty wysiadać z samochodu otwierała ją swoim maluchem, który wraz z nią ważył niewiele więcej niż ona cała. My wtedy nie mieliśmy w ogóle bramy, ba nawet płotu!
To wszystko już historia, barwne slajdy w pamięci, piękne wspomnienia.
Ale pozostał namacalny relikt i gdyby nie sentyment do tej krainy sprzed lat może głupio byłoby wieszać sobie bramę sąsiadów.
Co prawda, nie stało się to od razu, bo "dama" była niegotowa, stara farba, braki zębów, przeżarte korozją fragmenty. Trzeba było gruntownego remontu, wizyty w sanatorium, zabiegów leczniczych ze szlifierką oraz spawarką. No i nowego makijażu.
Najpierw tuszujący niedoskonałości podkład

Image and video hosting by TinyPic

Potem kolor i solidne słupy do podpory, ale z klimatycznej starej cegły.

Image and video hosting by TinyPic

A teraz zawisła i jest taka akuratna, ani pałacowa, ani jak do skansenu.

Image and video hosting by TinyPic

Myślę że brama godna miejsca ale i miejsce godne bramy. Bo w sumie ogród to nie tylko rośliny ale też i mała architektura.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

czwartek, 28 lipca 2011

Dziękuje!

Image and video hosting by TinyPic

Bardzo dziękuje za to wyróżnienie !!! To miłe wirtualnie spotykać się na spacerze we własnym ogrodzie z ludźmi którzy gdzieś wiele kilometrów dalej pielęgnują swoje uroczysko!
Czuje się zaszczycona ciepłym przyjęciem mojego młodego "B" ;)

podlipami.blogspot.com/

No i właśnie, wiem że (doczytałam się ;) ) że winna jestem teraz małej spowiedzi i nominacji blogów które czytuje... pierwsze to bułka z masłem ale drugie niewykonalne... gdybym czytała tyle blogów by móc je nominować w takiej ilość mój ogród zarósłby mnie i nawet drzwi do domu nie mogłabym otworzyć by zrobić kolejne zdjęcia i "obchód" by dostarczyć Wam jakiś newsów !!! Mogłabym tylko siedzieć i już tylko czytać ;) Ale obiecuje poprawę w tej materii Dajcie mi proszę czas do zimy ( kiedy ogrodnik siedzi i odpoczywa - czyli porzuca łopatkę i grabki na rzecz przyjemności typu "łyk kultury" ) A na pewno nadrobię zaległości, bo uwielbiam przeglądać listy blogów które czytają inni i sama też staram się czytać te które mam na mojej króciutkiej liści i nie powiem lubię je bardzo...

Co do 7 rzeczy... Są wśród Was osoby które wiedzą o mnie wszystko i takie które nie wiedzą za dużo... dam szansę tym drugim, choć tak by i Ci pierwsi też mieli zabawę....

1. Jestem strasznie wrażliwa na zapach tataraku! jakby ktoś chciał mnie torturować wystarczy że rozetrze pęd tataraku a będę strasznie cierpieć!

2. Jestem na diecie bezglutenowej od zawsze (to wie dużo ludzi) ale nie cierpię chleba z dmuchanego ryżu fuuuuuu!!! czyli powszechnie uwielbianych wafli ryżowych.

3 Uwielbiam kolor turkusowy.

4. Rysuje i maluje. Ale tylko nocami i najlepiej w lutym - w inne miesiące wena mnie już tak nie kocha.

5. W imieniny siedziałam za sterami prawdziwego starego samolotu z czasów II WŚ !!! Całe 5 minut!!! Ale było fajnie!!! Jak dla mnie WOW! choć nie lubię sportów ekstremalnych ;)

6. Mam papugę nimfę Lolę i żółwicę które się do mnie przybłąkały. Czyli jedna spadła mi z nieba pod domem (dosłownie) a druga przydreptała. Boje się co będzie następne... słoń, tygrys, krokodyl????

7. Nie umiem piec ciast! nawet z prostego i oczywistego przepisu zrobię zakalec. Mój największy wyczyn wyglądał jak jajecznica z truskawkami.... życzliwi mówią że był smaczny, ale to przez grzeczność.

wtorek, 26 lipca 2011

Liliowce kwiaty jednego dnia

Liliowce to kwiaty kojarzone z lipcem. Choć ich kwitnienie rozpoczyna się w czerwcu to jednak większość szlachetnych odmian rozpoczyna rozwijać pąki właśnie w lipcu.
Z moich obserwacji to rośliny nie do zdarcia a z drugiej strony, obok piwonii i irysów jedne ze szlachetniejszych bylin rabatowych.

Image and video hosting by TinyPic

Liliowce nie są wybredne znoszą bez problemów przeciętne warunki ogrodowe. Mogą rosnąć od słonecznych zboczy aż po bardziej cieniste zakątki, ale na tych stanowiskach kwitną mniej obficie.

Image and video hosting by TinyPic

A do tego wyglądają dobrze przed, w trakcie, i po kwitnieniu. Mają fajne pióropusze liści ozdobne do jesieni a potem nawet dość przyjemnie przebarwiające się na żółty kolor.
Takie rośliny dla ogrodnika ceniącego sobie rozwiązania łatwe miłe i efektowne. Czyli trochę leniwego a trochę wymagającego ;)

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Liliowce zostały docenione już dawno temu i od dziesięcioleci rosły w ogrodzie. Ich odwieczne stanowisko znajdowało się od podjazdu tuż pod oknami dworu. Miały tam niezbyt fajne warunki, mało słońca, północną wystawę, zimną i suchą. No i rosły mimo to a wręcz nawet kwitły! Teraz jakieś resztki wegetują za rozrośniętymi tawułami.
Ale od kilku lat rozsadzam je z powodzeniem w różne miejsca ogrodu gdzie rozrastają się niezwykle bujnie i dynamicznie! A mowa tu o najbardziej "prostej" odmianie w kolorze pomarańczowo-łososiowej.

Image and video hosting by TinyPic

Ona też potrafi być naprawdę piękna! pod warunkiem że rośnie w dużej grupie. A z innych zalet, w tym roku z kalendarzem w ręku policzyłam że kwitnie grubo ponad miesiąc!! Codziennie rozwijając nowe kwiaty! Czyli na jednym pędzie kwiatowym potrafi zawiązać nawet 40 pąków. Jak dla mnie WOW!!!

No ale nie wątpliwie odmiany szlachetne przyćmiewają ją urodą i kolorami.
Odmiany od jasnego do ciemnego

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

W zeszłym roku odważyłam się na potężną inwestycję i zakupiłam sporo sadzonek szlachetnych odmian. Na razie siedzą sobie w dużej grupie na drugim zagonie rabaty oranżerii tworząc malowniczą plamę.

Image and video hosting by TinyPic

Ale chyba je poprzemieszczam w różne części ogrodu, bo przydałoby się uatrakcyjnić jeszcze inne miejsca, tymi pięknymi roślinami.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Czasem jak już umęczą mnie moje kwiatowe rabaty, wymagające ciągłej uwagi i pracy. Wkrada mi się do głowy taka szalona myśl.... taki ogród w którym w maju kwitłby peonie, w czerwcu irysy a w lipcu liliowce i tyle. Co miesiąc uczta dla zmysłów i ile mniej pracy! Ale czy to możliwe? chyba nie.... jestem ciągle zbyt zakręconym ogrodnikiem ;)

piątek, 22 lipca 2011

Leniwe letnie klimaty

Mamy środek lata i nawet ogrodnik z ADHD musi czasem zwolnić tempo, w oczekiwaniu na intensywność prac na jesieni.
Reasumując lipiec to czas wakacji i warunki letnie temu sprzyjają. Ogród po gwałtownym wzroście w maju i czerwcu trochę przyhamował. Z dużych prac pozostaje regularne koszenie trawników i podlewanie, ale tu z pomocą przychodzi pogoda bo mój ogród ostatnio podlewa się sam. Czasem z racji aury trzeba coś "prysnąć na grzyba".
No i się trochę rozleniwiłam...
Widać co?

Image and video hosting by TinyPic

Nawet miotłę pochłonęła dżungla oranżerii...
Szalony chmiel miał mało przyjemne spotkanie z przędziorkiem. Spotkanie to zaowocowało stratą liści i na początku lipca dwa z trzech słupów chmielowych w oranżerii kompletnie wyłysiały! Wyglądało to makabrycznie, ale po chemicznej interwencji przędziorek wycofał wrogie oddziały do okopów. Podejrzewam że jeszcze się gdzieś kryje w zakamarkach i zaatakuje znienacka, ale będziemy z nim dzielnie walczyć. Zresztą pnącza po chwilowej niedyspozycji doszły już do dawnej świetności a ich wzrost nabrał ekspresowego tępa. Jak widać na zdjęciu każdy element jaki można pochłonąć zielenią jest wykorzystywany.

Co robi ogrodnik kiedy jego narzędzia pochłania ogród?
Leni się na stanowisku do inhalacji tytoniem.
Obszar dla ciężko uzależnionych od tytoniu...

Image and video hosting by TinyPic

Co w tym najpiękniejsze nie jest to uzależnienie niebezpieczne dla zdrowia. Chyba że ktoś jest wrażliwy na słodki i mocny zapach jaki roztacza ta roślina. Szczególnie przyjemnie jest usiąść wieczorem na reżyserskim krześle i wąchać, niuchać, zaciągać się... bo wtedy kwiaty pachą najmocniej, ściągając ciekawe gatunki ciem.

Image and video hosting by TinyPic

A reszta ogrodu? No cóż ogród północny tonie w zieleni, do ogrodu południowego zgodnie z przysięgą wczesnowiosenną nie wchodzę (nawet nie jestem w stanie opisać co się tam dzieje - ogród zajął się tym co lubi najbardziej zarósł całkowicie)

Zieleń zieleń i jeszcze raz zieleń

Image and video hosting by TinyPic

Rabaty słoneczne dodają upragnionego koloru. Enklawy kwiatów i owadów w tym zielonym zagłębiu.

Image and video hosting by TinyPic

Co prawda nad tymi kwiatami trochę się trzeba na kiwać by wyglądały dobrze. Czyli lenistwo jest mocno niepokojone pracami nad kondycją bylin.

Image and video hosting by TinyPic

W pełni kwitnienia w lipcu są malwy. Na rabacie oranżerii czują się świetnie. Do wyboru do koloru pomponowe lub czarne. Te drugie są wyraźnie wyższe i osiągają prawie 4 metry! za to pełne są moim zdaniem ciut za niskie mimo swoich dwóch metrów. Obie odmiany piękne i godne polecenia.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

to rzadki kolor w moczarowym ogrodzie. Ale coraz bardziej się do niego przekonuje...

Image and video hosting by TinyPic

Takie czarnulki są fajnym tłem dla innych roślin, no i przy swoim wzroście nic ich nie przyćmi ani nie zagłuszy ;)

Image and video hosting by TinyPic

Co do innych roślin w pełnym rozkwicie jest teraz pysznogłówka i jeżówka.
Pysznogłówkę którą wyhodowałam w zeszłym roku z nasion lubię najbardziej, ma takie ładne pastelowe odcienie. Jak ten słodki róż.

Image and video hosting by TinyPic

ale jej koleżance nie można odmówić efektowności. Takiego koloru nie sposób nie zauważyć..

Image and video hosting by TinyPic

Widać z daleka...

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

No i jeżówki tu różowe ale w ogrodzie rosną też odmiany białe, pomarańczowa i pełne. Pomarańczowa jest piękna ale źle ją posadziłam i w ogóle jej nie widzę bo rośnie za wyższymi roślinami i jesienią muszę ją przesadzić.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

W sumie jak widać na zdjęciach rabaty kwitną dość obficie. Ale przychodzi taki moment że ciągle trzeba coś poprawić.
Po pierwsze popełniłam duży błąd na rabacie oranżerii, wiosną kiedy byliny rosły nie zamontowałam im podpór.Wydawały mi się wtedy takie odżywione i mocne że nie widziałam sensu takiego działania. Ale niestety przy tak intensywnych deszczach woda spływająca z dachu strumieniami kładzie nawet najgrubsze łodygi. Położył się nawet przegorzan przygniatając jeżówki. Mam nauczkę, bo teraz podpieram, przycinam i po każdym deszczu muszę coś podnieść.
Po drugie rośliny powoli przekwitają co generuje dużo prac pielęgnacyjnych. Byliny są piękne w czerwcu i lipcu a potem coraz mniej z nich jest w pełni swej urody. To co przekwitło trzeba wycinać by pobudzać rośliny do wydawania kolejnych kwiatów lub do odnowy całej rośliny. A jak przycinamy aż do ziemi jak np przymiotno czy ostróżki by zakwitło jesienią to warto jeszcze trochę podsypać nawozem. To te przerywniki od laby ;)

Widok ogólny rabat.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Groszek bylinowy.

Image and video hosting by TinyPic

poniedziałek, 18 lipca 2011

Piżmak ogrodnik i znajomy jeż

Jak już piszę o zwierzakach w ogrodzie to trudno mi nie wspomnieć o istotach ciut większych od motyli ;)
Ssaków w ogrodzie jest tak naprawdę sporo to m.in. rodzina kun która mieszka na strychu, sarny które okupują łąki i sad wpadając czasem do ogrodu oranżerii na kapustę ozdobną. Klan łasic który uszczupla populację kretów, tchórze, nietoperze całą rozmaitość drobnych gryzoni od ryjówek po myszy i nornice. Lisy oraz bobry przed którymi trzeba chronić drzewa. Dużo tego zwierzyńca.
Ale jest w tej grupie piżmak, nie byle jaki piżmak, to prawdziwy ogrodnik i pasjonat przycinania roślin.
Znad Podkowy wyciął większość bodziszków geranium, gustuje też w nawłoci solidago co widać poniżej.


Robi mi porządki na rabacie, przycina zieleń zwisająca zbyt nisko nad taflą wody, zdejmuje wilce oplatające bujną roślinność nadbrzeżną. Jednym słowem jest bardzo pracowity



Na razie nic naprawdę nie zniszczył, ale mam pewne obawy o moje kosaćce na półce z roślinami błotnymi Podkowy. No cóż nasze rewiry ogrodowe się lekko zazębiają więc może nastąpić drobny konflikt o wpływy. Na razie staram się nie zauważać że coś wyciął, a on chyba stara się nie wyciąć za dużo.

Ale jak już piszę o piżmaku to wspomnę o jeżu. Bo ostatnio często go spotykałam. Buszuje w ogrodzie po zmroku, grzebie w miskach psów. Przychodzi pod dom.
Jest na tyle wyluzowany że czasem zasypia na środku swojego słomianego domku nie wchodząc nawet do środka.
I tak słodko śpi....


Zaczęłam się nawet o niego martwić że jak tak śpi to może coś mu jest... ale to na szczęście wynik Moczarowego luzu.
A jak można sprawdzić czy wszystko jest ok?
Obudzić....




I dać coś dobrego do zjedzenia.



Jeśli apetyt dopisuje to można uznać że nie jest źle.
Co prawda jeżuś po obudzeniu obniuchał mnie dokładnie i chyba mając w pamięci nasze (opisywane wcześniej ) spotkanie na przedwiośniu popatrzył na mnie trochę niepewnie czy znowu zmierzam go kopnąć.... Do tej pory mi głupio, ale ciemno było wtedy przeokrutnie.
Kiedy jednak dostał talerzyk z frykasami, już był zadowolony i nie przeszkadzała mu moja obecność. Co widać na zdjęciach.