Jak już zaczynam podsumowywać ten
rok, nie mogę oprzeć się próbie podliczenia co oprócz dużej
ilości roślinek i kwiatów wyprodukował mój ogród w tym roku...
Jak już pisałam wcześniej nie mam
warzywnika, wokoło domu jest trochę drzew owocowych, głównie
jabłoni, kiedyś dosadziłam kilka innych drzew, na których
owocowanie ciągle czekam.
No więc co tu podliczać?
Okazuje się że mam spektakularne
osiągnięcia w tym roku w zakresie uprawy owoców tropikalnych!
Po pierwsze dochowałam się pierwszych
zjadliwych owoców Granata!
Kiedyś dostałam krzaczek granata w
doniczce. Ta urocza roślina jest wrażliwa na mróz ale zimą tak
jak nasze rodzime gatunki traci liście i wymaga spoczynku w chłodnym
pomieszczeniu i ograniczonego podlewania. Mój granat poszedł
właśnie spać i mogę powiedzieć że mu się w tym roku należy
spokojny sen, bo się popisał.
Jego kwiaty są bardzo dekoracyjne,
krwiście czerwone i pojawiają się na moim krzaczku już od maja.
Potem trzeba długo czekać by owoce dojrzały.
Po drugie moje dwa drzewka cytrynowe
obsypały się cytrynami i w tym roku mam około 30 owoców własnej
produkcji. Czyli szykuje się na polskiego potentata w uprawie
cytryn... w naszym zimnym klimacie może to robić wrażenie ;)
Obok cytryn i granatów doczekałam się
też owocu tykwy, która teraz usilnie suszę na kaloryferze. To moja
chluba i duma, bo jak na taką ilość kwiatów i sadzonek dochować
się jednej sztuki to wielki wyczyn ;)
Ale naprawdę cieszę się z tej jedynaczki.
No i na tym kończą się sukcesy w uprawie, innej niż kwiatowa.
Oto dowód, tykwa wyrosła bardzo duża, ale moje dynie w tym roku są po prostu imponujących rozmiarów....
Jak by co jabłko ze zdjęcia jest
zupełnie przeciętnym małym jabłkiem....a dynia dla wyjaśnienia
to zwyczajna odmiana jadalna.
Mogłabym startować w konkursie na
najmniejszą dynię wyhodowaną w Polsce. Dyniowy bonsai.
Zupy raczej z niej nie zrobię,
traktuję ją jak dekorację i zupełnie nie wiem jak to się stało
że taka „wielka” mi wyrosła. Widać na kilometr że mam
smykałkę do warzyw. Ale to i tak sukces w porównaniu z tegoroczną
uprawą pomidorów które mi zgniły zanim dojrzały... ziół które
uczyniły to samo. Szczególnie w tym miejscu chciałabym uczcić
pamięć mojej Bazyli. Ehhh o kabaczkach wolałabym nawet nie pisać.
Jednak pozostaje mi się skupić na tych cytrynach.
No chyba że wezmę pod uwagę inne rarytasy.... może słoneczniki? Tych mam sporo na zimę dla ptaków.
Zbierane na bieżąco i suszone będą
prawdziwą radością dla pierzastych w mroźne dni. Jeśli podciągnąć słonecznik pod warzywa to podsumowanie wypada mniej blado.
Co jeszcze obrodziło w tym roku?
Kasztany! Co prawda nie jadalne ale za
to ładne i duże. Tu pełen sukces!
I fasola ozdobna w tym roku w kolorze
niebieskim. Z pewnością niejadalna ale chociaż z nazwy "warzywna".
Udało się też kilku jabłkom....