sobota, 25 sierpnia 2012

W akwarium z „performerem”


Wyobraźcie sobie że któregoś dnia czas cofa się o co najmniej 20 lat. W waszej łazience znowu gości szary papier toaletowy (znak czasu ;) ) a na stole w salonie staje multum bibelotów wyciętych żywcem z lat 80-tych. Zegar kręci się w drugą stronę od rana, kiedy to co było znane, zmienia się w nieznane i nieswoje.
Wszystko dzieje się z inicjatywy ludzi którzy nie tylko że przewracają Wam dom do góry nogami, to jeszcze na środku trawnika, w ogrodzie, stawiają wielkie akwarium.
A teraz, najbardziej zaskakujące, wy na to patrzycie z uśmiechem i
zaciekawieniem...niemożliwe?... A jednak.....



W pierwszej połowie sierpnia, odbywały się w Moczarowym Ogrodzie, zdjęcia do filmu „Performer”.  Pierwszego polskiego filmu fabularnego o sztuce współczesnej.
Więcej info tu:
http://www.facebook.com/performerthemovie
lub tu:
http://www.artbiznes.pl/index.php/pierwszy-polski-film-fabularny-o-wspolczesnym-artyscie/

Myślę że, projekt jest ciekawy, ambity i warty uwagi. Z niecierpliwością czekam na efekt końcowy.
Jedyne co mogę napisać od siebie, to że atmosfera była bardzo przyjemna, ludzie przemili, a dzięki nocnym zdjęciom miałam okazję zobaczyć swój ogród w kompletnie innym świetle i to dosłownie.




Kiedy zapadła noc trawnik południowy wraz z tarasem, zamieniły się w wielkie akwarium, choć to które grało swoją rolę, już z niego zniknęło.






Było naprawdę magicznie. Taki klimat budzi stare demony uśpione w przestrzeni.
Zawsze pociągała mnie taka specyficzna mroczność jaka wiąże się z miejscami z historią nie do końca poznaną jak ta w Moczarowisku. A co lepiej wydobywa taki klimat niż światło?



No może jeszcze odrobina mgiełki czy dymu.







Dla mnie osobiście było to bardzo ciekawe doświadczenie, bo wcześniej nie miałam przyjemności goszczenia takiego przedsięwzięcia u siebie na terenie.













Mieliśmy w Moczarowym bagienku wielkie zamieszanie. Ogród musiał stanąć na wysokości zadania i godnie odegrać swoją rolę. Bo nikt nie mówił że rola tła wydarzeń jest łatwa. Nie jestem pewna czy miał tremę, ale jest to prawdopodobne. Jedynie stary jesion na tarasie południowym stał nie wzruszony. Trudno mu się dziwić, on naprawdę widział w swym długim żywocie takie rzeczy, że nic go nie rusza.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Tło idealnie dobrane, czyli stołówka motyli

Siadając do pięknie nakrytego stołu trzeba się dobrze prezentować. 
Dobór dodatków i koloru, stosownego do diety bardzo mile widziany...




Ten uroczy motyl w różowej tonacji pochodzi z rodziny zawisaków, a ochrzczony został mało urokliwym imieniem zmrocznik gładysz. Może imię ma nieszczególne, ale sam jest naprawdę piękny co z resztą widać. Jak na ćmę przystało, jest aktywny głównie nocą i wtedy też jest praktycznie nie do uchwycenia w kadrze. Porusza się jak koliber mknąc od kwiatka do kwiatka i to że mogę go Wam pokazać na zdjęciu zawdzięczam prawdziwemu fartowi. 
Ale nawet jeśli nie gustuje w nektarze z jeżówki wygląda na niej zjawiskowo. 



Nie często spotyka się tak barwne motyle nocne, tym bardziej cieszę się z tego spotkania i liczę na kolejne. Szczególnie że w ogrodzie, w jego dzikich obszarach, coraz liczniej rozrastają się rośliny na których żerują gąsienice tej ćmy. Dla smaczku jedna z nich kwitnie pięknie na ....różowo. 

Wśród motyli dziennych w tym roku mieliśmy takiego gościa.


Paź królowej nie jest w moczarowym ogrodzie częstym gościem. Choć zdarzają się lata kiedy pojawia się częściej. Jak widać i on wie z jakim nakryciem mu do "twarzy" a raczej skrzydełek najlepiej. Na rabatach może kolorowych kwiatów ale co innego podkreśla jego pomarańczowe plamki tak dobrze jak ostry oranż?





Jak widać inni uczestnicy wystawnej uczty też starają się nie zaburzać kolorystyki nakrycia. Grunt to usiąść w dobrym miejscu i konsumować do woli, w sumie życie takie krótkie.







niedziela, 5 sierpnia 2012

Wspomnienie lipca

Lipiec który jest miesiącem typowo wakacyjnym był w tym roku niezwykle pracowity.  Jak z resztą  widać, moich wpisów w lipcu, jak na lekarstwo.
By opisać, to wszystko co się działo, trzeba by siedzieć tydzień i wyszłaby z tego powieść trochę komiczna a trochę romantyczna, ale na pewno pełna akcji i ciekawych postaci.
Nie mniej wracając do tematów ogrodowych, był to też miesiąc kontrastów szczególnie w kwestii pogody. Na początku było koszmarnie gorąco. W ten okres po miłym dość łagodnym i deszczowym czerwcu ogród wszedł świeży zielony i rozkwiecony. Ale o tym już pisałam.



Ale już po kilku dniach upału, było jasne że wszystkie rośliny będą przekwitać w mgnieniu oka, bo nic nie wytrzyma temperatury, która w cieniu dochodziła do 35 stopni. Więc już w połowie miesiąca kolorystyka zmieniała się na letnią lub wręcz dojrzale letnią.









Zakwitły gromadnie liliowce, słoneczniki i jeżówki. Moi liczni jednoroczni wychowankowie doszli do fazy kwitnienia nawet szybciej niż było to w planie, choć akurat, uważam to za atut. A ja co kilka dni starałam się "malować trawę na zielono" wlewając do farby wciąż to nowych dodatków by ocień pasował do okoliczności. Raz Ginu z tonikiem, dla szanownych gość z Anglii, to znowu czerwonego wina z okolic Bordeaux dla tych co bliższa Francja lub Ponczu (wiem wiem że pochodzi orginalnie z Indii) by stworzyć bardziej amerykański klimat. Tak czy siak, takie manewry na powierzchni więcej niż 1hektara to nie lada wyczyn, a co dopiero taka "akcja" więcej niż raz w miesiącu! Po zakończonym, tak upojnie dniu, naprawdę moje możliwości wyrażenia czegokolwiek słowem pisanym (czy kilkanym) były naprawdę marne. A ogród wstrząsany kolejnymi porządkami rósł, kwitł i przekwitał najpierw w palącym upale potem w iście jesiennym klimacie środka miesiąca.
W między czasie zaliczyliśmy kilka burz a one nie oszczędziły wątpliwych dla mnie, atrakcji dźwiękowych, wzrokowych oraz jednego z naszych drzew p.p. jesiona wyniosłego. Na szczęście dla drzewa obyło się bez eksplozji. Nie mniej jednak drzewo wygląda jakby zaatakował je gigantyczny kocur który wbił pazury i pozostawił szramy na korze. "Burza tygrysica" była naprawdę straszna, a jeśli dodam że drzewo to jest dokładnie nad moim domem, to sami zrozumiecie jak bardzo. Od uderzenia pioruna spaliły się wszystkie elektroniczne sprzęty umieszczone na ścianach w tym najważniejszy....termometr! Od tego czasu nie mam najważniejsze informacji o otoczeniu .....
Ale mimo drobnych kataklizmów ogród dalej zmierzał w kierunku rozkwitu. W tym najbardziej parawany stworzone z roślin jednorocznych o sporych gabarytach czyli słoneczników i kosmosu. O samych sezonowych pięknościach mam zamiar jeszcze napisać ale tym razem skupię się na efekcie jaki dały w lipcu moje żywe zasłony i kotary.

 
A za rogiem...


rabata




I z drugiej perspektywy...
Rabata


zakręt


ściana kwiatowa.


Mur wyszedł dość spektakularny bo ponad 3 metrowy, w dolnym piętrze tytoń w środkowym kosmos a górą słoneczniki i niecierpek. Mając miłe wspomnienia z ubiegłego sezonu, postanowiłam tą kompozycję przenieść z rabaty na trakt wzdłuż drogi i był to zupełnie dobry pomysł.
A na samych rabatach pozostały zasiedziałe rezydentki i rezydenci.








Czasem z jakimś nowym akcentem np titonią. Ale o jednorocznych innym razem...