wtorek, 27 listopada 2012

Obrazki listopadowe w beżowym kolorze.

A co tam w listopadzie w bagienku słychać????
Ano Listopad w najlepszym i najłaskawszym wydaniu. Delikatny i mało słoneczny ale ciepły i klimatyczny, z mgłami utrzymującymi się czasem prawie cały dzień. Mleczna aura nadaje wszystkiemu magiczną oprawę. Zamazuje, nie zawsze chciane, widoki na horyzoncie i daje poczucie że świat wokoło nie istnieje.




"Trzy siostry" i "rosochate ciotki" stoją nagusieńkie za to pan platan niespiesznie się rozbiera ze swych wielkich sztywnych liści.


 Taka aura rozleniwia, zachęca do nic nie robienia, popijania herbatki w ciepłym kątku i nostalgii, a tu ogród czeka! Prac do wykonania jest sporo jak to zawsze o tej porze. Trzeba zwinąć cały majdan na zimowy odpoczynek, pozwijać szlauchy, skosić trawniki i usunąć nadmiar liści tu i ówdzie.
Jestem naprawdę rozdarta pomiędzy dwa stany "nie chce mi się" i "trzeba zrobić" Mam ostatnio spory problem z "chce mi się" Znacie to???

Dodatnie temperatury rozleniwiają i pozwalają odsunąć pewne prace na później co jest bardzo zgubne. Bo kiedyś ta zima musi przyjść i zamienić wszystkie kolory późnej jesieni na biele.


Ogólnie panujące szarości a na ich tle niemiłosiernie zielone o tej porze trawniki. Trawniki które trzeba skosić na krótko przed zimą.
Ogród południowy jak zwykle nieskazitelny i świeżutki jak w maju (trawnik oczywiście :) ).


Trawnik oranżerii już bardziej pożółkły, bo zapuszczony w sezonie.


Śledzący moje wpisy wiedzą że moje trawniki to nie trawniki tylko murawy "wszelakie" czyli zawierające co popadnie i chce rosnąć, oraz trawę, w różnych proporcjach. Nie walczę na nich z niczym, a moje zabiegi pielęgnacyjne sprowadzają się do koszenia. Jesienią pojawia się kolejny problemik związany z zaleganiem opadłych liści. A że w Moczarowisku drzew liściastych jest multum to też liści jest równie dużo. Każdy gorliwy ogrodnik wie że nie mogą one zostać na trawniku bo ten pod ich warstwą zgnije. Więc trzeba zgrabić....a ja tego nie robię. Doszłam do wniosku że obieg materii w przyrodzie jest tak pomyślany że to co ma spaść, ma się też rozłożyć. Instytucję kompostownika wymyślił ogrodnik nie matka natura. Jeśli miałabym grabić i kompostować te wszystkie liście, by następnie rozsypać ten kompost na trawniku to ja wolę jak on się tam sam zrobi ;) Od lat ta sama zabawa, w mielenie na drobne opadłych liści do wiosny się rozłożą.... a ja nie będę mojej trawy podsypywać nawozami by lepiej rosła. Z kondycji liści i trawnika wnioskuję że wszystkim taki układ pasuje.. zresztą w zeszłym roku już opisywałam ten proces.





Są jeszcze takie liście które trzeba zgrabić i to dokładnie....
Ta górka wydaje się mała ale prawda jest taka że to wielka hałda liści co gorsza nie jedyna. W tym roku będą kompostowane pod folią. Trzeba je tylko przewieść w ustronne miejsce gdzie nie będą razić swym wyglądem. No i przyszłej jesieni będzie sporo ziemi liściowej.



A tak ogólnie to nawet gdzieniegdzie coś kwitnie. Niektóre rośliny jak ciemiernik właśnie zabierają się za kwitnienie.


Inne albo nie przestały kwitnąć i wybarwiać się, jak nagietki czy kapusta.




Albo właśnie gasną.





Są też takie które naprawdę nie wiem na co liczą...


Ale taka taktyka chyba się sprawdza bo mniszki z powodzeniem ją stosują i jak widać udało się ...




Ale innych owoców też nie brak...szczególnie jabłek.



Ogólnie panuje takie zawieszenie przed zimowe. Z jednej strony powolne zamieranie a z drugiej korzystanie z uroków łagodnej aury...tym listkom chyba się marzy, tak jak mi, delikatna krótka zima ze śniegiem.




Te dzwoneczki to zmarznięte listki nasturcji.

\
Każdy korzysta jak może...nawet mech który postanowił za fugować kostkę na patio.  Zrobił to tak pięknie jak żaden majster by nie umiał.



A tu zdjęcie pt. "nadzieja na lepsze czasy" tylko nie wiem czy aby nie za wcześnie? W sumie widać że wszyscy już niecierpliwie czekamy wiosny. Czyż nie?


Choć są i tacy którym w szarościach i beżach do twarzy...a raczej pyszczka



piątek, 16 listopada 2012

Wyróżnienie i pytania



Bardzo dziękuję Asi i Wojtkowi z Siedliska pod Lipami za to piękne wyróżnienie. 

Wraz z wyróżnieniem dostałam 11 pytań na które z spieszę z odpowiedzią oraz prośbę o wytypowanie kolejnych 11 blogów. Z pierwszym jakoś się uporam z drugim mam zawsze problem ;) bo wszystkie blogi które są na mojej liście są fajne, ładne, interesujące i pisane z pasji... no i jak tu wybrać jeden? Trudne to bardzo...lista powstała i jest poniżej .
Z racji że do części pytań mogę dołączyć zdjęcia toteż by urozmaicić, dorzuciłam kilka ;)

A tym czasem pytania od Asi

1. Kot, czy pies i dlaczego?
Najłatwiej mi na nie odpowiedzieć tak:


I chyba teraz wszystko jasne ;)
A jak pies to najlepiej taki koci ;) z charakterem i trochę niezależny...pies wyzwanie...dlatego Cane Corso.
Ale taki psiak, kochający moje pasje ;) np kwiaty...









Jakby komuś było mało takich klimatów to zapraszam tu
http://www.facebook.com/pages/Locura-en-los-Ojos/159144644189361


3. Najbardziej niespodziewanie spełnione marzenie.


Remont mojego domu! to było moje wielkie marzenie z dzieciństwa by uratować to miejsce o którym piszę. Jak ktokolwiek, kiedykolwiek coś starego remontował to wie że to nie jest takie proste i oczywiste....nie wspominając o kosztach.
A co dopiero jak mówiły o 300 letnim modrzewiowym dworku....
Do tej pory jest mnóstwo do zrobienia...ale to że tyle się udało to ciągle nie mogę uwierzyć!

3. Ulubiona książka, taka do której się wraca.


"Mały książę" znam ją wręcz na pamięć. I wcale jej nie traktuję jak książki dla dzieci.

5. Największa pasja?


Psy i ogród. A raczej ogród i zwierzęta ...kolejndość ważności dowolna....no i  podróże.

6. Gdzie spędziłabyś wymarzone wakacje?

Ja już je chyba spędziłam, co więcej są już niemożliwe do powtórzenia bo państwo w którym byłam już nie istnieje. To Nepal ale jeszcze jako królestwo.... powiem szczerze cała Azja jest bardzo interesująca ale ta podróż to było wyzwanie (najbardziej psychiczne) Zaliczyłam ostatnie dni panowania króla a na koniec ewakuacje hotelu i z tego kraju, wojsko na ulicach, protesty. Tego co tam wtedy zobaczyłam nigdy nie zapomnę i nie chodzi tylko o widoki oraz zabytki.
(trochę tych aksamitek o których wspominałam post wcześniej)







7. Czy chciałabyś zamieszkać poza granicami Polski, jeśli tak to gdzie? Pytanie nie dotyczy Oliwki z bloga w stronę Toskanii:-))) No chyba, że zmieniła preferencje co do kraju:-))))Dla niej jest alternatywne: Dlaczego Toskania?

Ja bardzo lubię Polskę, mieszkam tu bardzo świadomie i z chęcią. Mam nadzieję że będzie się rozwijała w dobrym kierunku .... Mamy naprawdę piękny kraj i trochę mało wiary w siebie.
Moim drugim "dobrym obszarem" na mapie jest Francja. Jeśli z jakiegoś powodu nie Polska to na pewno tamte kierunki. Pewnie koneksje rodzinne czynią swoje ale tam czuje się chyba swobodniej niż tu.

8. Jakie filmy lubisz?


Pięknie, malarskie, z dobrą scenografią. Jestem wrażliwa na estetykę w filmie. Czasem ujęcia, klimat i oprawa trochę mnie odciąga od treści.  Wybaczam takiej produkcji więcej ;)

9. Za czym tęsknisz?


Za dzieciństwem, bo miałam beztroskie ;)

10. Czego się boisz?


Chyba najbardziej złych ludzi, zachłannych, tępych, agresywnych, bezdusznych.

11. Dlaczego piszesz bloga?


Już kiedyś wspominałam że po to by zdjęć nie chować na dysku a ogrodu przed światem. 
By pokazać "innym innym" że ogród eko też ma plusy ;) a wielki gigantyczny teren to tyle samo radości co smutków.... bo przecież sporo ludzi marzy o wielkim ogrodzie, trochę nie zdając sobie sprawy z czym to się je ;)



A TERAZ FANFARY!!! DLA WYTYPOWANYCH DO WYRÓŻNIENIA!

1.Ostoja Tupai
2.Samoyed i ja
3.druga strona ogrodu
4. Robię to co lubię. Meble i ......
5. jo-landia - mazurska kraina
6.Ogród i ja
7. bebeluszek (nie)codzienny
8. MASZKA TU MASZKA TAM
9. gdzie ważki mówią dobranoc
10. TrädgårdsTankar
11. Mateus. Historia dozgonnej renowacji.


I TRUDNE PYTANIA ;))))

1. Co byś zrobił/ła gdybyś wygrał 20 mln zł w totka?
2. Czemu piszesz blog? (to chyba ważne pytanie ;) )
3. Jak widzisz zielone poduszki mchów w lesie co myślisz?
4. Ulubiona kawa czarna a może z pianką ;)?
5. Porywają Ciebie marsjanie i w proszą byś wymienił/a im 5 rzeczy charakteryzujących rodzaj ludzki co im mówisz?
6. Osoba z którą marzyłabyś/łbyś się spotkać i porozmawiać.
7. Kraj do jakiego chciałbyś pojechać?
8. Masz do wyboru 3 obrazy, mroczny jesienny pejzaż z początku XXw, pastele przedstawiającą bukiet róż, czy kolorową abstrakcję, który wybierzesz?
9.  Potrawy słodkie czy słone, preferujesz?
10. Kolor który ciebie prześladuje, którego nie lubisz, źle Ci się kojarzy to...
11. Na hasło "tajemniczy ogród" co sobie myślisz?

Pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie!
I jeszcze raz dziękuję!

piątek, 9 listopada 2012

Kwiaty jednoroczne czyli sezonowo kolorowo

No więc czemu to całe porządkowe zamieszanie? Po co mi kolejne grządki?
Ano odpowiedź jest banalna!
Chcę takich widoków!!!
Dużo dużo!!! Coraz więcej!!! Całą zimę muszę jakoś przeżyć z takim widokiem pod powiekami. Byle do wiosny...





No właśnie!!! Chce by było tak kolorowo i kwiatowo jak w tym roku. A nasion mam całe pudełka więc jest czym obsiewać rozległe połacie zaoranej w tym roku ziemi.

Ponieważ ostatnie dni października przyniosły pogrom wszelkiej zieloności, wiem że nic w temacie roślin jednorocznych już w tym sezonie się nie pojawi. Można tym samym wspomnieć efekty jakie w tym roku dały.

Ale od początku, bo zaczęłam bardzo ambitnie. Po zimie energia mnie rozpierła więc postanowiłam że z większości roślin jednorocznych zrobię rozsadę (bez słonecznika i kosmosu i części aksamitek).


Czy to było potrzebne? Naprawdę trudno mi ocenić. Z jednej strony łatwiej nad takimi siewkami zapanować. W maju sadzi się większe, teoretycznie mocniejsze rośliny. Ale moje siewki były rozpuszczone i po tym jak znalazły się w ziemi długo marudziły, nim zabrały się za rośnięcie. I nie wiem czy wysiane wprost do gruntu nie byłby równie udane jak te z rozsady i czy aby nie zakwitłyby w tym samym czasie.
W przyszłym roku zrobię eksperyment i spróbuje wysiać rośliny na dwa sposoby, do gruntu i na rozsadniku.

A co w tym roku było w zestawie? co się udało a co było porażką?
Spieszę z relacją...

Aksamitka.
Mam wielki sentyment do tej rośliny. Nie tylko kojarzy mi się z dzieciństwem to jeszcze z wyjazdami do Azji. Najbardziej chyba z Nepalem, gdzie rosła w przydomowych ogrodach, ale też nanizana na nitki wisiała jako dekoracja w girlandach i naszyjnikach.


Ta wielkokwiatowa pomarańczowa jest chyba najbardziej typowa, ale ma wiele interesujących kuzynek.
Miałam taką wizję, że patio będzie w 2012 w kolorach niebiesko kremowych więc sięgnęłam po kremową odmianę aksamitki.


Jak to bywa pomysły weryfikuje życie. Na opakowaniu, jak wół, widniał napis: wzrost 50 cm, odporna odmiana o dużych kremowych kwiatach.
No cud, miód, malina ideał.... ale jak się okazało nie do końca. Z początku rosła świetnie, szybko się okazało że 50 cm, ma tylko w opisie, a w mojej rzeczywistości 80 do 1 metra! To ciut więcej niż zakładałam, więc zburzyła zakładane kompozycje. Kwitnienie było na początku obiecujące, ale kwiaty nie chciały rozwijać się w okazałe pompony. Powiedziałbym nawet że nie rozwijały się wcale, no a jeśli to, szybko brązowiały. Jak zaczęła kwitnąć jej wygląd pogarszał się z dnia na dzień. Łysiała od spodu, pędy się wyłamywały...a na koniec zjadł ją przędziorek. W szczycie sezonu zmuszona byłam ją wyrwać i tyle było kremowych pomponów co na poniższym zdjęciu....




Zebrałam trochę jej nasion. Jest ewidentnie delikatna i trzeba spróbować posadzić ją w większym cieniu, bo słońce jej szkodzi, upał też i pilnować* (wachlować, zraszać, wietrzyć ;) i nie wiem co jeszcze ). Nie da się bowiem ukryć że ma potencjał ale coś poszło nie tak i z efektu był "antyefekt".

Jej żółta wersja miała się ciut lepiej.


Ku mojemu zdziwieniu w opakowaniu były nasiona dwóch odmian, ale obie były równie ładne.
Powiem szczerze że spodziewałam się że będą okazalsze jako rośliny. Liczyłam na to że rozrosną się w duże i gęste krzaki, a tu nic z tego. Niby fajnie, ale widywałam w wiejskich ogródkach ładniejsze okazy. W porównaniu z kremową wersją naprawdę było o niebo lepiej więc nie ma co narzekać.



Najmniejsza z aksamitkowej rodziny okazała się, już drugi rok z kolei, wielkim hitem. Jest absolutnie wspaniała. Z racji że zbieram jej nasiona w tym roku udało się zrobić z niej dywanik na dachu psiego kojca.
Czyż nie jest piękna?





Jest niska i zwarta. Kwitnie od czerwca. Pięknie wzeszła wysiana wprost do gruntu i nawet jej nie przerywałam nie uszczypywałam. Taka wyrosła i zakwitła jak widać. Ideał jak dla mnie. Co więcej w takiej masie nikt nie mógł przejść obok niej obojętnie. Zawsze byłam bardzo ostrożna jak chodzi o kolor pomarańczowy, ale w ogrodzie przy domu, albo musi się coś rzucać w oczy albo ginie w masie zieleni.
Jej przeznaczenie to "występ grupowy", czym większa płaszczyzna tym lepiej.
Czyż na taki widok nie robi się cieplej nawet w zimny dzień?



Pozostając w pomarańczowym nastroju, nie mogę pominąć tegorocznej nowości w Moczarowym....
TITONII


Urzekła tak samo mnie, jak i moją mamę. Przypomina nam dalię. Jej kwiaty w żywym ceglastym kolorze są naprawdę urocze. Roślina na różnych stanowiskach osiągnęła całkiem inne rozmiary. W ogrodzie południowym dorosła do 3 metrów wysokości a na końcu drugiej rabaty oranżerii ledwie do metra, dopasowując się tym samym do aksamitek i chwała jej za to.


Tworzyła ładne mocne duety ze wszystkimi roślinami.



Zebrałam sporo nasion i w przyszłym roku będzie titoniomania na całego. Choć wiem że pierwszy przymrozek jest dla niej zabójczy, to jednak pokusa by zasiać ją tam gdzie będzie miała krótszy żywot jest nieodparta. Ogród oranżerii jest najbardziej otwarty i najniższy przez co przymrozki nawiedzają go szybciej niż inne części bagienka. Oprócz ujemnych temperatur nie lubi też zbitej ziemi i suszy, wtedy jej dolne liście zasychają i roślina ogołaca się od dołu....no cóż wybaczam jej to.

Na powyższym zdjęciu wraz z titonią kolejna debiutantka w ogrodzie. To werbena patagońska. Jej cenne nasiona przywiozłam z Paryża w zeszłym roku. Nie mogłam ich kupić, choć obiegłam bulwar nad Sekwaną nad którym usytuowane są sklepy "ogrodnicze" i targ kwiatowy (w drodze do Notre Dame de Paris). Zmuszona byłam uszczypać kawałek przekwitłego pędu w parku. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć że był już ułamany i zwisał na ścieżkę. (Nie cierpię nie swojego ale pokusa była tak silna....) Z tego małego pędu ku swojemu zaskoczeniu uzyskałam mnóstwo nasion a potem sadzonek. Zaskoczenie było tym większe że moja ciocia mieszkająca we Francji, żaliła się, że w tym kraju większość roślin jest tak uprawiana by być płonna. Kupowane w sklepach kwiaty często zamierają po pierwszym roku, nie wydając nasion. A tu jednak się udało. Tym cenniejsze jest to poletko! 



To kolejna roślina którą jestem absolutnie zachwycona! Kwitła od lipca, wyglądała bajecznie aż do mrozów. Nawet jak przekwitała to robiła to z klasą. Nic jej nie szkodziło, a cała roślina wyglądała pięknie w sezonie.
W tym roku nasion mam dwa pojemniki (spore) i mam w panach stworzyć duże poletko tego zielonego cuda.


Z werbenami mój romans trwa dłużej i w tym sezonie też ich nie zabrakło, tych bardziej klasycznych i znanych.
Tu wprost w gruncie w ogrodzie południowym na murku.



I w donicy dwa typy 




W kolorze lila była jeszcze jedna drobinka Szałwia omączona. To pierwsza szałwia w moim życiu wyhodowana z nasion. Jedyna jej wada to że zakwitła bardzo późno i nie nacieszyłam się nią zbyt długo.
Nie przeszkadzał jej ani upał ani deszcz. Zniosła pokornie pierwsze przymrozki. Jej kwiaty były aż granatowe tak jak kanciaste łodyżki i końcówki liści.


 Ale to nie koniec nowości pojawiło się też Ucho lwa ;)
Nasiona miałam przypadkiem z ogrodu botanicznego w Warszawie. Na początku nie miałam pojęcia co to za roślina. Pęd kwiatowy przypominał mi żelaźniaka w wersji pomarańczowej. Kiedy wysypały się z niego nasiona trochę bez wiary postanowiłam je wysiać i wyrosło....


W ogrodzie południowym osiągnęło ponad 3 metry wysokości, burząc kompozycję bo nie podejrzewałam że będzie tak wielką rośliną. 
Ucho lwa jest naprawdę urocze, inne niż reszta, pięknie wygląda na rabacie. Ale w upał ogałaca się od dołu, kochają je przędziorki i inne stworzonka.Ono samo kocha żyzną ziemię, półcień w nogach i słońce w łodygach. Rośnie wysoko i smukło. Warto było zaryzykować i wysiać. 


A na koniec trochę kosmosu i słoneczników, które podobno wzbudzały pożądanie sąsiadów...po nich też pozostało trochę nasion i miłe wspomnienie.