niedziela, 23 marca 2014

WENA TWÓRCZA, WIOSNA I DZIEŃ KOBIET CZYLI CAŁY MARZEC W PIGUŁCE.


„Lepsze jest wrogiem dobrego” i kiedy by się mogło wydawać że już jest tak jak być powinno pojawia się szatańska myśl o zmianie. Bo zawsze przecież może być lepiej nieprawdaż? A jak nie to chociaż inaczej...



Nie ma to jak pole do popisu na którym zawsze można się wyżyć.

W całym procesie twórczym który mną kieruje od dawna, dużo jest przypadku, wglądu lub intuicji.  Ale czym skorupka starsza tym bardziej zwapniała i z czasem mój entuzjazm do działania trochę ostygł…dłużej i bardziej starannie przegryzam kolejne z moich szalonych pomysłów lub bardziej szczegółowo analizuję błędy w już powstałych dziełach. Co oczywiście nie chroni mnie przed nieudanymi decyzjami.
A że „błąd” jest konsekwencją działania to zdecydowanie jest wpisany w mój życiorys.

O takim nieudanym skrawku pragnę Wam dziś opowiedzieć. Obszar jest jak na Moczarowy ogród niewielki bo zaledwie 4m2, co przy prawie 9 hektarach jest kroplą, ale jak na złość taki też potrafi sporo namieszać  kiedy znajduje się centralnie w intensywnie używanej części ogrodu czyli na Oranżeryjnym Patio.



Miałam kiedyś taką fantazję że fajnie byłoby mieć na środku Patio kwietnik, na którym sadziłbym rośliny sezonowe, dopracowane i wypieszczone. Punkt na którym można byłoby skupić wzrok. 
Ha ha ha co przy moim zamiłowaniu do ogrodowego chaosu było założeniem z góry skazanym na porażkę.

 Mimo to powstała taka przestrzeń na środku której na samym początku posadziłam Katalpę. Drzewo jednak z powodu powodzi która nawiedziła bagienko nie przeżyło pierwszej zimy. Z resztą po roku użytkowania stało się dla mnie jasne że taka płaska donica do której zbiega się kostka brukowa, a co za tym idzie z całego obszaru patio woda po każdym deszczu, nie jest łatwa do utrzymania. Rośliny po  większym deszczu pływały w kałuży i jedyne co prawdopodobnie by się sprawdziło w tamtej sytuacji to mało rentowne poletko ryżu.

Ale ja się łatwo nie poddaje więc rok kolejny przyniósł ulepszenie w postaci kopca kreciego w wersji XXL który wymagał zwieńczenia. I tak powstała Żyrafa, dziecię betonowe moje pierworodne.
Pierwsze rzadko znaczy najlepsze w każdym razie nie w tym przypadku.  Żyrafa zwana grzybiarką spuszczała smutno głowę w poszukiwaniu utraconego szczęścia które upadło jej gdzieś pomiędzy kwiaty ścielące się u rantu jej sukienki. Pewnie ubolewała nad matką swą wyrodną która nie wiedzieć z jakiej przyczyny obdarowała ją tak długą szyją.

Ale kopiec Moczarowy to był drobny sukces, bo kwiaty rosły zdecydowanie lepiej ale dalej nie chciały być wieczne. Wiosenne nasadzenie starczało maksymalnie do lata a potem trzeba było myśleć o kolejnych miesiącach a na koniec coś poprawić na jesieni. Jak bym się nie starała wychodził mi bałagan roślinny… widać mam do takowego szczęście. A druga sprawa, dość prosta te niecałe 4 m2 wymagały ode mnie więcej pracy niż całe rabaty wzdłuż oranżerii, czyli ponad 200m2 ogrodu.
Czy byłam ambitna i pracowita robiąc sadzonki czy kupowałam rośliny z rozsady… tak czy siak wychodziło drogo a na koniec marnie się prezentowało. I tak po dwóch latach doszłam do wniosku że ja tak dalej nie chcę.

Tu chyba w najbardziej udanej aranżacji z 2012 która była absurdalnie krótkowieczna jak na włożoną w nią prace (urody starczyło jej na niecały miesiąc....)




Jesienią jeszcze przygotowałam giga kretowinę do sezonu 2014 ale robiłam to bez przekonania i zimą miałam czas by myśleć co ja tam mogę zrobić.  Przewijały mi się róże pomysły np. skasowanie mojego centralnego punktu i wyłożenie go kostką, radykalnie, banalnie ale wygodnie. Nasadzenia z bylin o ładnych liściach oraz cała masa pomysłów co mogę tam postawić lub posadzić i co z tego wyrośnie. No i coraz natrętniej powracała do mnie myśl że … nic z tego nie będzie.

Pesymizm bywa matką wynalazku i nie wiem czy to czarnowidztwo samo  w sobie czy raczej złe doświadczenia lat poprzednich utorowały drogę do rozwiązania nad którym musiałam dłużej pomyśleć …
Oczko wodne… jak ja ich nie lubię ;) ale w wersji jedynej akceptowalnej dla mnie czyli podniesionego zbiornika-studni…a na środku moja Żyrafa „grzybiarka” a w takiej sytuacji poławiaczka larw komarów! Bingo! Bo skoro woda się tam pcha to znaczy że to miejsce dla niej.

No i przyszedł TEN dzień kiedy obudziłam się rano a słońce świeciło ciepło i wiosennie. W kalendarzu data 17 luty… Dobry czas by zaczynać.


Sprawa nie była lekka prosta i przyjemna bo moja baba betonowa do istot piórkowej wagi nie należy i wcale nie chciała zejść z piedestału bez walki. Więc usunięcie zwieńczenia było chyba najbardziej karkołomnym zadaniem na dzień dobry. No i zniwelowanie kopca… czyli relaks ze szpadlem w sam raz na słoneczne popołudnie.




Jak to bywa zebrał się sztab maruderów którym wizja basenika na środku nie przypadła do gustu, więc ze swoim projektem – czytaj fanaberią, zostałam sama. Ale ja nie dam rady? Nie takie rzeczy robiłam…ja nie wymuruje? Ja nie zrobię wylewki…
W dzisiejszych czasach kobieta powinna ćwiczyć wszystkie umiejętności które mogą się przydać.  Na wypadek wypadku... murować i beton mieszać też…nie różni się to z resztą od robienia ciasta ;)
Ale skoro produkcję tego dzieła mam Wam przedstawić w formie przepisu to muszę wspomnieć o składnikach.

Przepis na "podniesiony" zbiornik wodny w ogrodzie.

Skład:
- Piasek (zawartość sporej piaskownicy byście mogli sobie rozsypywać dowoli)
- cement by scementować ten związek.
-  pręty zbrojeniowe bo nie ma jak żelbet
- gruz - bo na gruzach stawia się najlepiej – by mieć dno z historią
- cegła najlepiej stara i czerwona,
- folia
- płyny uszczelniające do betonu – niektóre mają nawet takie kobiece lekko różowe kolory.
- betoniarka najlepiej czerwona „na szczęście”
- dużo uporu i siły
- szczypta ambicji
- krztyna weny twórczej

Oraz zdeterminowany i wszechstronny budowniczy. W moim przypadku ochotnicy zapadli się pod ziemię na placu budowy, widać fundament był za głęboki a grunt grząski, więc zostałam sama.

Koleje kroki działań.. Czyli od dołka do górki jak to w życiu.


Jako że nie planowałam specjalnie okazałego wieżowca, powstała płyta zbrojona będąca pierwszym dnem i fundamentem zbiornika.






Kiedy faza budowy doszła do decydującego momentu kiedy trzeba było zrobić wodoszczelną wylewkę wewnętrzną. Przyszedł białogłowej z pomocą przedstawiciel płci pięknej i nie relaksującej się ze szpadlem i powiedział „Odsuń się kobieto ja to zrobię”. Wtedy powinny mi się zapalić wszystkie czerwone lampeczki alarmowe. Bo potem wrzaski i krzyki wzniosły się ku niebiosom bo folia się podarła, zbrojenie wewnętrzne było za duże, potem krzywe, a potem ogólnie nie takie, a na koniec rusztowanie wewnętrzne się wygięło pod naporem betonu i jedna ze ścianek wyszła dwa razy grubsza od pozostałych.
Usłyszałam na koniec coś w stylu „kochanie daj mi fachowca to ci to zrobię tak jak powinno być”
Więc jak obawiacie się że nie macie w zapasie weny twórczej i szczypty ambicji do przepisu dopiszcie sobie fachowca, co by potem z ewentualnymi pomagierami nie wdawać się w dyskusje.





No i na koniec kiedy moje ciasto weszło w fazę stygnięcia okazało się że brakuje mi wisienki na dekorację  tego toru. Bo „grzybiarka” do basenu się prozaicznie nie mieściła, to znaczy mogłaby go potraktować jak szerszy postument.

Cóż za pech…a może szczęście, bo kto by ją tam w dygował jakby jednak zapragnęła moczyć nogi w wodzie i łapać te komary?

Trzeba było nowej Żyrafy która wpisałaby się w basenik z wdziękiem wisienki a nie pajdy maślanego kremu, który zasłania dzieło. Potrzeba i przypadek czasem sprawia że trzeba powołać do życia kolejną istotę. No i co można poradzić jak jedynym budulcem jaki  jest i trzeba go ujarzmić, to coś tak niewdzięcznego i mało plastycznego jak beton?



Można nim murować, wylewać, tynkować, scalać, łatać i robić te wszystkie mało wyszukane czynności budowlane ale można mu też nadawać twarz i to jest zupełnie inna jakość betonu.







I tak na dzień kobiet były już kolejne twarze betonu, czyli prawdziwe święto bab ciężkich acz wdzięcznych, bo jak się zabrałam to nie mogłam skończyć. Z racji starszeństwa, bycie wisienką oczka przypadło długonosej, która nie została jeszcze ochrzczona z racji młodego wieku. 



Druga zwisłogłowa stanęła w jej cieniu i czeka na jakieś towarzystwo, na razie ma bratki ale widać że jej to nie wystarcza.




Dokładnie 17 marca nadszedł kolejny „TEN DZIEŃ” dobry by kończyć, mógł być dniem klęski a okazał się dniem sukcesu. Po miesiącu od startu nastąpił test obiektu. Moment na który się czeka z odrobiną dreszczyku. Kiedy woda zaczęła wypełniać brzegi zbiornika i odpowiadać na pytanie o szczelność dzieła.






Udało się jak do tej pory nic nie cieknie i wody nie ubywa. Długonosa stoi wyłaniając się z gładkiej tafli wody a kąpiel jej służy.

A teraz mam nadzieję że mi się nic nie zmieni bo rozebranie tego oczka z wisienką byłoby chyba większym wyzwaniem niż wybudowanie go ;) Jest solidne, w końcu fachowiec w spódnicy go robił.






22 komentarze:

  1. Naprawde jestem pod wrażeniem ,super to wyglada a panny z betonu piekne szczególniejakie roslinki beda w tym oczku wodnym a moze rybki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiem jak je obsadzę, chyba będą jedynie rośliny pływające typu hiacynt wodny. A co rybek to aż się prosi ale na zimę muszę im zorganizować jakieś akwarium więc nie wiem czy się zdecyduje :)

      Usuń
  2. odczytuję inspirację popiersiami:-) tymi onirycznymi pannami.
    Dobra robota. Płyty na bortnicę też wylewałaś sama?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) dobrze odczytujesz, choć też nie do końca, najbardziej długonosa :) Ale muszę powiedzieć uczciwie że beton jest absolutnie trudny i one wszystkie takie przyciężkawe. Na zdjęciach są w summie te dwie ale reszta jest w ciut innym stylu widać na czarno białych zdjęciach.
      Co do płyt na rancie muru użyłam starych ram od donic szklarniowych (mam ich sporo) są fajnie spatynowane przez czas nie tak jak świeży beton :) reszta produkcja rąk własnych i to niestety ciągle po tych rękach widać ;)

      Usuń
  3. Jesteś niesamowita:) jestem pod wielkim wrażeniem wyszło świetnie:) a rzeźby rewelacja:) pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej zdesperowana ;) Bardzo mi miło że Ci się podoba :)

      Usuń
  4. Wspaniale to zrobiłaś i jeszcze wspanialej opisałaś! Gratulacje

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś wielka, dobra robota.
    Opowieść czyta się bosko.
    Absolutnie, bezsprzecznie masz wiele talentów. Dobrze poszukaj, bo drzemie w Tobie zapewne jeszcze wiele.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)))) Oj nie wiem czy ja chcę szukać kolejnych talentów od nadmiaru głowa boli i kręgosłup ;)
      Muszą wystarczyć te które już znalazłam ;)

      Usuń
  6. Gratuluję pomysłu! świetnie to wygląda!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ cudo stworzyłaś !
    Sprawdza się, że potrzeba matką dobrych pomysłów :)
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrzeba jest najlepszą matką już to parę razy ćwiczyłam.

      Usuń
  8. Ufam, że zrobiłaś to sama, bo uwierzyć trudno ;) Gratuluję! nigdy bym się na coś takiego nie odważyła, ale widać - można :) Świetny efekt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego trudno uwierzyć? To łamanie stereotypów :) walczyły kobiety o równouprawnienie to trzeba korzystać ...murowanie o ile to nie jest wielka ściana nie jest takie trudne :) a jak się ma betoniarkę to już bułka z masłem :)

      Usuń
  9. Cudnie:) Już wiem jaką materię podbiorę następnym razem mojemu mężczyźnie z piwnicy:):):) Murarka nie jest trudna, kopanie dziur również - uważaj tylko na kręgosłup, jest tylko jeden:) Przepis genialny - upiekę podobne ciasto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie tylko ten kręgosłup ...faktycznie mój już jest "moralny" od jakiegoś czasu i dlatego produkcja trwała dłużej :)
      Życzę miłego pieczenia!

      Usuń
  10. fantastycznie-jak tylko wydobrzeje- lece po beton.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdrowia życzę i powodzenia w lepieniu!!! zaopatrz się w dobre rękawice :)

      Usuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. bardzo ładnie, a gdzie poszła grzybiarka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poszła uuuuaaaa delitkatnie mówiąc trzech chłopów ją niosło ;) i marudzili że kawał z niej baby. Stoi teraz z boku też na patio bo dalej nie chciała :)

      Usuń
  13. pięknie to wyszło, jestem pod ogromnym wrażeniem. A najlepsze według mnie jest to że Coś nowego, a już ma tą swoją 'patynę' i wygląda klimatycznie jak cały twój ogród - to duuuża sztuka.

    OdpowiedzUsuń