W Niedzielę Palmową pierwszego kwietnia pogoda była w kratkę. Raz padało, potem wychylało się słońce i temperatura, powiedzmy, niezbyt komfortowa. Mimo braku udogodnień i kapryśnej aury, wyszliśmy na spacer rodzinny i jak to ostatnio bywa utknęliśmy na patio oranżerii. Spokój i cisza wokoło.
Siedzimy i debatujemy, a tu nagle dochodzi naszych uszu dziwny trzask. Przez krzaki widać jak jakiś facet przeskakuje przez nasz płot i spiesznie idzie naszą drogą w naszym kierunku. No nie powiem, zainteresowaliśmy się. Dochodząc do zakrętu drogi czyli jakieś 25 metrów od nas, człowiek ten schylił się i ....... podniósł z drogi martwego bażanta, którego nie widzieliśmy bo z naszej perspektywy zasłaniała go kępa traw!!!
W tej sekundzie wszystko stało się jasne. Rzuciliśmy się w pogoń za kłusownikiem, który podnosząc łup, zobaczył nas i zaczął uciekać. Czego on o sobie nie usłyszał w trakcie tej pogodni, ale wybaczcie daruje sobie ten fragment opowieści..... Facet tak szybko przeskakiwał przez płot że zderzył się z asfaltem ale mimo tego udało mu się wskoczyć do zaparkowanego na drodze samochodu w którym czekali na niego kumple.
Wraz z nimi na horyzoncie znikł nasz rezydent bażant a właściwie to co z niego zostało.
Nam została plama krwi na piasku i numer rejestracyjny samochodu.
Wezwana na miejsce zbrodni, policja spisała nasze zeznania i po godzinnych poszukiwaniach ujęła sprawcę!!! (Mimo, że to był 1 kwietnia, nie był to żart na prima aprylis)
Poruszyliśmy niebo i ziemię, facet będzie miał sprawę karną o zabicie ptaszydła, a nie tylko mandat jaki i tak dostał. Sprawami kłusowników żywo interesuje się Związek łowiecki.
Niestety mimo tego nic życia bażantowi rezydentowi nie zwróci...
Moja druga połowa była wściekła że facet zdołał uciec, a ja chyba szczęśliwa, bo zamiast jednej plamy krwi i denata, miałbym szanse na dwie i większą tragedię. Bo nikt mi nie wytłumaczy że facet zabił bażanta z odległości 70 metrów zwykłą wiatrówką.
Ogólnie jestem tą historią okropnie przybita, jestem w szoku. Źle mi
Mój rezydent bażant (dziki, ale karmiony całą zimę), na mojej posesji, 25 metrów odemnie padł ofiarą jakiegoś ....... (tu wpiszcie niecenzuralne)
Jak to się mogło stać?
Gorzej... to pewnie nie był pierwszy raz tej "grupy" i nie pierwsza bezbronna ofiara. Czyli to się dzieje, i jeśli nie będzie szybkiej i surowej kary, to dziać się będzie!!! A na biednych i głodnych nie wyglądali.
Pozostał we mnie strach. Ja tam chodzę z psami... bywam w tej okolicy codziennie... a tu w biały dzień facet z bronią biega mi po terenie i strzela!!! zabija ptaszydło.... co najgorsze, nie boi się zrobić taki manewr.... to źle wróży.
Czy powinnam się bać? Żyje w strasznych czasach i w nieciekawej okolicy wiem to od jakiegoś czasu, ale takich historii blisko domu jeszcze nie było. Widać pękają wszystkie normy...
Tak mi żal ptaszydła, ono ufnie wierzyło że nic mu nie grozi, że dobrzy ludzie tu mieszkają. Nauczyłam je że nie muszą uciekać w popłochu bo nikt im nie robi krzywdy. A teraz boje się o nie, że stojąc na mojej łące mogą paść ofiarą jakiegoś debila z bronią. Co z tym zrobić? Płot to za mało, przydałby się mur chiński, z resztą byłby bardzo na miejscu....
Miałam pisać o kolorowej i pięknej wiośnie ale wybaczcie, po prostu nie mogę przestać o tym myśleć...
Kurczę, rzeczywiście niewesoło. I żal i straszno. U nas ostatnimi czasu kłusowników, ani myśliwych nie widać. Ale na to nie ma siły. I uważaj na siebie i na psy, bo takie indywidua potrafią się mścić.
OdpowiedzUsuńAsia
Jak nic w takich przypadkach przydałby się przepis ściągnięty ze Stanów. Moja ziemia moje prawo - własność rzecz święta.
OdpowiedzUsuńUważaj na siebie
Witaj, niedawno trafiłam na Twój blog i spodobał mi się jego charakter, harmonia a tutaj prosze! Wrrr, aż sie włos na głowie jeży na ten opis. Straszne przeżycie, mam nadzieje, że tego człowieka spotka należyta kara plus podjęcie działań na rzecz zwierząt np.: w schronisku. Życzę Ci by takie przykre historie już Cię nie spotykały
OdpowiedzUsuńGwenaelle, bardzo Ci współczuję, wyobrażam sobie co możesz czuć. Trzeba mieć nadzieję, że to się już nigdy nie powtórzy. Niestety jest tak jak piszesz, ludzie przekraczają wszystkie dopuszczalne normy, jakiś czas temu na moich oczach zamordowano łanię, byłam wtedy na spacerze z psami, nie zapomnę tego widoku, ganiali ją samochodem po polu, nigdy nie zrozumiem czym kierują się tacy ludzie, ale wierzę, że poniosą tego surowe konsekwencje. A pod hasłem: nie zabijaj - podpisuję się obiema rękami!
OdpowiedzUsuńPs. Twojego bloga przeczytałam w jedną niedzielę, nie mogąc się oderwać, poruszasz ważne dla mnie sprawy, czuć z Twoich postów ogromny szacunek do tego co Cię otacza i to jest bardzo cenne. Jestem pod wielkim wrażeniem dworu, ogrodów i oranżerii, dużo się od Ciebie uczę. Pozdrawiam :)
Rany- zrobiło mi się gorąco... W wyobraźni wpadłam w furię, żal i poczucie bezsilności. Zaopatrzyć się w broń? Nie, to jak przyznanie się do bycia w stanie oblężenia, czyli... porażki. Rzadko zdarza się ująć kłusownika na gorącym uczynku. Dochodzą inne zarzuty- wtargnięcie, narażenie życia... Ten "egzemplarz" baaardzo źle trafił. Rób dalej swoje, dokarmiaj rezydentów spokojnie i dalej ciesz się swoim rajskim ogrodem. To był tylko incydent. Trzymam kciuki i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo chyba jakaś plaga z tymi myśliwymi-kłusownikami, bo u nas mówią, że największym kłusownikiem jest myśliwy, strzelają do wszystkiego.
OdpowiedzUsuńSpokojnych Świąt, ciepłych i pełnych miłości, pozdrawiam.
Bardzo Wam dziękuję za wszystkie te powyższe słowa!!!
OdpowiedzUsuńJa dalej mam mieszankę wkurzenia i strachu po tym wszystkim. Ale nie można się dać zastraszyć. W sumie bezczynność rodzi totalną bezkarność. Z psami przestałam tam chodzić. Za dwa miesiące znowu trawa będzie taka wysoka że nic nie będzie widać i trudno będzie kłusować.
Ostatnio znalazłam też podobnie ukatrupioną kaczkę ale do głowy mi nie przyszło że to taka plaga. Moja okolica rządzi się wyjątkowo "dzikimi prawami" Mam nadzieję że to zostanie ukrucone choć trochę.