Dziś kolejny odcinek z serii o roślinach dzikich a wartych
pokochania.
Mam w ogrodzie obok pokrzyw i podagrycznika pewien zupełnie
urokliwy chwast z którym namiętnie walczę a wszystko wskazuje na to że powinnam
go pokochać.
Chwast ten wprawił mnie ostatnio w zupełny zachwyt
pomieszany ze zdumieniem i powracającym do mnie pytaniem jak to w ogóle
możliwe?
Ale zacznijmy od przedstawienia drania, Drodzy Państwo oto
przymiotno białe.
Roślina zawleczona z obszarów Ameryki Północnej która
zrobiła zawrotną karierę ogólno-świtową, może z wyjątkiem obszarów nie do
życia. Pomogły jej w tym mało wygórowane potrzeby pokarmowe i siedliskowe. Z
moich doświadczeń nie pogardzi słońcem ani półcieniem – choć i w cieniu jakoś
daje radę. Oczywiście fajnie jest jak ma wilgotno ale na suchym stanowisku też
urośnie choć mniej efektownie oraz będą jej podsychać liście. Taka elastyczność
daje duże możliwości do znalezienia swojego miejsca na dwuletni cykl życiowy po
którym zostają nam w ogrodzie niezliczone ilości potomstwa które po rodzicu
zachowują tendencje do panoszenia się dosłownie wszędzie. No więc mimo że
przymiotno kwitnąc nawet mi się podoba, to walczę z nim bo inaczej ono zawładnęłoby
moją planetą zwaną Moczarowym ogrodem.
Chyba najbardziej agresywne jest w
ogrodzie południowym gdzie dorasta do 1,2 metra wysokości i wygląda na
absolutnie przeszczęśliwe z zastałych warunków. A przepis na szczęśliwe do
upojenie przymiotno to rozproszone światło wilgoć w przepuszczalnej glebie i
najprawdopodobniej lekko zasadowy odczyn podłoża.
A czy wato? No okazuje się że tak. Przymiotno na rabatach w
stylu wiejskim prezentuje się wspaniale, ślicznie się naturalizuje jak ktoś
lubi takie klimaty, co więcej prowadzone i przycinane potrafi kwitnąć do
października. A to już sporo atutów co więcej powtórzę się nie jest wymagające.
W ogrodach uprawiamy jego kuzynów o fioletowych kwiatach i niskim pokroju, ale
oni są bardziej wrażliwi i chimeryczni i co za tym idzie wymagają więcej
ogrodowej atencji.
Ale wracając do głównego bohatera jego delikatne kwiaty prezentują się bardzo pięknie w połączeniu
ze słonecznikami szorstkimi czy ostróżkami, dodadzą lekkości rabacie z
liliowców czy stworzą romantyczną łączkę z werbeną czy kosmosem. A do tego wszystkiego jest miododajne.
Przymiotno białe ostatnio ujawniło swoją kolejną zaskakującą
mnie cechę a mianowicie okazało się wieczne w wazonie! Czy możecie sobie to
wyobrazić że na stole w moim domu mam bukiecik z kwiatków które ścięłam w
ogrodzie w Październiku po pierwszych przymrozkach!!! Gdyby nie fakt że sama to
zrobiłam, nie uwierzyłabym że to w ogóle możliwe. Najpierw wielkie „gałęzie”
przymiotna stały w wazonie w Oranżerii. Z początkiem stycznia w wazonie
zamarzła woda i musiałam go przenieść do domu z obawy że szkło pęknie. Przycięłam więc rośliny i one
już od ponad miesiąca dalej kwitną w małych wazonikach. Sumując ponad 5
miesięcy!!!
Dla niego czas się zatrzymał....
Codziennie kiedy na nie patrzę zaczynam wierzyć w siłę woli która
decyduje o przeżyciu mimo wszystkich przeciwności losu. Bo jak się domyślacie
przez ten czas specjalnie nie troszczyłam się o ścięte rośliny…
Przymiotno
jesteś moim bohaterem tej zimy!
A teraz kiedy śnieg stopniał i odsłonił rabaty kolejne
pokolenia przymiotna wychylają swoje zielone rozetki liści do marnych jeszcze
promieni słońca…jesienią tępiłam je zawzięcie ale teraz…chyba coś się im od
życia należy skoro takie zacięte.
No tak - chwastem jest to, co nim nazwiemy:) I tyle. Piękne. Pięć miesięcy...:) super wynik!
OdpowiedzUsuńPrzymiotno u mnie panoszy się radośnie, a ja staram się za bardzo w jego egzystencję nie ingerować. Tak samo pogodziłam się z jasnotą, która nawet lubię i z krwawnikiem, i z dziką marchwią. Uporządkowane rabaty stanowią mniejszość w moim ogrodzie...
OdpowiedzUsuńBuziole. I szybkiej wiosny życzę.
Asia
Dziękuję za inspirujące posty.
OdpowiedzUsuńDobrze jest wiedzieć, że ktoś czasem myśli podobnie do siebie.
Pozdrawiam gorąco i zapraszam do siebie.
http://ogrod-naturalnie.blogspot.com/
Kochana moja!!!!! znalazłam Twój blog poprzez Maję w Ogrodzie. Jestem zachwycona !!!!!!. Jesteś wspaniałą osobą pełną pomysłów i bardzo pracowitą. Odcinek z Twoją osobą oglądałam chyba z 10 razy i ciągle mam niedosyt. Dlatego Twój blog mam u siebie w ulubionych i czekam z utęsknieniem na następne wpisy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dana
Bardzo lubię tu zaglądać i bardzo lubię Twoje wpisy, miło czyta się .. pozdrawiam i zapraszam do mnie.
OdpowiedzUsuńNiezwykle wytrzymała roślinka. Lubię wszystko, co da się wstawić do wazonu i nie tylko :)) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpięknie, wiosennie tutaj u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńPrzymiotno mam też u siebie, trochę tępię, trochę pobłażam - pszczoły je lubią, rośnie jakby uparło się pobić rekord żywotności do spółki z topinamburem :) Nie wiedziałam, ze tak długo stoi w wazonie, dodatkowy atut. Chyba pozwolę mu poszaleć w dzikim zakątku za brzozami :)
OdpowiedzUsuńDodam tylko, że na kwaśnym podłożu też mu dobrze ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie doświadczyłam poznania uroku tej rośliny,gdyż namiętnie ją plewię...ale polecam jednoroczną niewielką roślinę Przymiotno Karwińskiego,która to mnie zachwyca co roku...
OdpowiedzUsuń