sobota, 1 lutego 2014

O Kosmitach i potrzebie piękna.

Dziś o tym czym różni się ziemianin od kosmity? Po czym poznać że dana kreatura nie pochodzi z naszej planety oraz dlaczego uważam że Polacy są co najmniej z Marsa. Dla zaniepokojonych dodam że wcale mi nie odbiło i ciągle mam zamiar pisać o ogrodach i roślinach ;) i to ogrodach nietypowych i odległych. Oczywiście wszystko z lekkim przymrużeniem oka.


Ziemianin to istota ludzka której naturalnym środowiskiem życia jest planeta ziemia. W naturze wśród przyrody ziemianin czyje się swojo i dobrze, uspokaja go kolor zielony, koi widok słońca i błękitnego nieba. O ile nie doświadczył żadnej traumy, ma się dobrze kiedy go wypuścić na łąkę lub do lasu.



Kosmita zaś to istota poza ziemska która w naturalnym środowisku w otoczeniu przyrody czuje się z definicji źle.  Zieleń jest wroga i obca a w jej otoczeniu kosmita węszy nieustanne zagrożenie płynące już z samego kontaktu.  Tak więc naturalne przestrzenie w tym ogród budzą w kosmicie wszystkie lęki i frustrację.

No i co do tego ma naród Polski? Niestety z przykrością odkrywam że z istotą pozaziemską łączą sporą grupę naszych rodaków bardzo silne więzy. Polak nie lubi drzew….. więc tnie na potęgę. Takich kosmitów w różnych urzędach nie brak…jak wiemy. Polak nie lubi zieleni, wszystko betonuje asfaltuje i brukuje a jeśli w bruku pojawi się oznaka życia zawierająca chlorofil…oj walczy czym się da by usunąć wroga.
Jedyna zieleń jaką Polak akceptuje to zieleń sztuczna – plastik- ta wydaje się mniej niebezpieczna a bardziej oswojona, bo nie wykazująca cech nieprzewidywalności.



Na jakiej podstawie wydaje tak surowe wyroki na lud mój wybrany? Niestety mam powody, a biorą się one z obcowaniem z kosmitami, w moim fachu dość częstym... niestety. Na szczęście kiedyś na studiach miałam zajęcia o nazwie „Kontakt z odmiennością” więc jakoś sobie radzę, ale wierzcie mi bywa ciężko.


Kosmita zwabiony na łono natury, jeszcze momentami łudzi się że to co widzi jest plastikowe.
Typowa reakcja istoty pozaziemskiej po wejściu do Oranżerii:  „Proszę Pani te kwiaty są plastikowe prawda? lub „te winogrona nie są prawdziwe?” Kiedy moja odpowiedź jest przecząca, kosmita zasępia się, jakby naturalne znaczyło gorsze i niebezpieczne.  Kontakt z winogronami bywa szczególnie naznaczony emocjami oraz często kończy się konsumpcją, to ci odważniejsi  oczywiście, a jedzeniu towarzyszą odgłosy zdziwienia i zachwytu. To okrągłe, słodko-kwaśne jest dobre i nie trujące…kosmita jest wtedy w szoku.

Jak wiadomo z braku doświadczenia z naturą niektóre stwory z odległych galaktyk odkrywają np. że jest coś takiego jak pory roku w naszym klimacie i opuszczenie bezpiecznej i sukcesywnie wyzbywanej z wszelkiej zieloności Warszawy nie oznacza zmiany strefy klimatycznej. Wtedy pojawiają się takie pytania „proszę Pani a te suche liście to co tu robią?” no cóż w listopadzie się zdarzają ale o tym istota pozaziemska może przecież nie wiedzieć.
Zdarza się że zupełnie po za uwagą ziemian przybysze dochowują się w warunkach naszej planety potomstwa i wtedy zaczynają się prawdziwe problemy. Bo dzieci kosmitów to już właściwie ziemianie. Czasem zupełnie wyzbyci leków i wrogości wobec natury. A kiedy te dzieci zapragną dla przykładu zorganizować swoje przyjęcie w ogrodzie ich rodzice z wiadomych powodów popadają w panikę, wszelkimi sposobami próbując odciągnąć dziecko od czyhającego zagrożenia.

Kiedy tak wyściubiam nos poza nasz kraj wydaje mi się że pozostawiam kosmitów w ich kryjówce w której dobrze się zakamuflowali. Są biali, deklarują wiarę katolicką i mają poczucie wyższości nad innymi nacjami szczególnie tymi z odległych części planety ziemia.
W zeszłym roku trafiam w miejsce które przypomina mi kosmos a konkretnie palnetoidę B-612 na której mieszka Mały Książę . Miejsce w którym przestawiając krzesło o 180 stopni można podziwiać wschody a następnie zachody słońca, specjalnie nie wykonując dużego wysiłku.
Ten kosmos, z planetami rozsianymi jak groszki, znajduje się w innej wręcz galaktyce na środku oceanu, i o dziwo mieszkają tam ziemianie. Może ciut ciemniejsi, może wyznający innego Boga ale jacyś bardziej ludzcy.  Na tych wyspach-planetoidach bieda aż piszczy, wody słodkiej brak i piasek pod palmami jałowy i złocisty. A okazuje się że ludzie tam kochają kwiaty i zieleń!!!  nie tylko tą jadalną oraz użyteczną.
Przed każdym domem beczki, puszki kanisterki wszelkiej maści a w niej garstka ziemi i uprawy. Nawet róż, choć nie oszukujmy się marniutkich. Tych roślin w butelkach po wodzie, pojemnikach po płynach czy puszkach, nikt nie traktuje utylitarnie.





To z potrzeby piękna i chęci posiadania namiastki luksusu jaką jest ogród na piasku. Choć oczywiście upraw warzywnych też nie brakuje.


Jak dla mnie taka kompozycja to hit wyjazdu i dopiero przejaw kosmicznej technologii w ogrodzie ;)



 Myślę że mieszkańcom kraju gdzie zieleń jest w każdym przydrożnym rowie trudno zrozumieć że „zielone” może być luksusem.  A dla przykładu w Dubaju oazy aż zapierają dech w piersiach. Takie skwery kipiące roślinnością wymagają nie małej wprawy i kosztów by w klimacie pustynnym wytrzymały one temperatury przekraczające 40 stopni, a do tego  zwieszały się kaskadami kwiatów w piętrowych często założeniach, wśród szemrzącej wody.
Nam często nie przychodzi do głowy jak bardzo piękną i bogatą florę i faunę mamy i że w porównaniu z wyspą na oceanie gdzie nad wodą dynda smukła palna, to u nas jest różnorodnie i pięknie…No ale wszystko pod warunkiem że się nie jest kosmitą i lubi się naturę.
A na takiej Malediwskiej wyspie która ma być piękna i tropikalna bo turyści płacą ,już kanisterka po wodzie lub oleju nie ma…ma być w europejskim stylu i tak by nie zaburzyć wyobrażenia o palmie na złocistym piasku i chińskiej doniczce z babusa z paprotką.



Jak tak patrzyłam na te prace ogrodowe to myślałam sobie że wcale nie zazdroszczę tych tropikalnych warunków. Po pierwsze tam cały rok się sypią liście z drzew…czyli codziennie trzeba grabić, czego ja nie cierpię. Ziemi w naszym rozumieniu tego słowa nie ma, więc upraw pod parasolem z drzew też nie ma, a jeśli już to bardzo ograniczone. A do tego niekończąca się praca ze sprzątaniem plaż z „gruzu” rafy. 

Ekipa ogrodników ;)



Dosłowna orka na ugorze z taką tropikalną wyspą ;) Mimo tego że za oknem teraz szaro – buro bym się nie zamieniła… wolę swoją ogrodową różnorodność i pory roku oraz tych naszych rodaków- kosmitów.
  Zmienność i dynamika która cechuje naszą strefę klimatyczną może naprawdę motywować do działania. bo co takiego czyni z człowieka widok z palmą? .....Leniwca :) bo czy siedzi czy leży jest mu ciepło a na dodatek szkoda się ruszać bo i do czego jak wokoło wieczny constans? …Nuda panie pod palmami J nie to co u nas.





9 komentarzy:

  1. a ja bym wolała- naszą piękną zieleń, niewykoszone przydrożne rowy, wysokie drzewa i brak kontaktów z kosmitami!
    Marzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo doceniłam naszą zieleń, ale nie na przykładzie ogrodów, tylko pastwisk; zdarzyło nam się pojechać w rumuńskie Karpaty, wszędzie bezkresne pastwiska, ale żółte i spalone słońcem, i wszędzie stada bydła, owiec i koni, co te zwierzęta jeszcze tam wygryzają ze spalonej ziemi, ot! skubnie i przechodzi dalej, może listek z krzaka, jeśli został; i kiedy wróciłam do nas, popatrzyłam na te trawy, zieloności po pas, pomyślałam sobie, gdyby tamte zwierzęta miały tyle tego, co tu ...; cały czas lato, to rzeczywiście bardzo nudne; z tęsknoty za wiosną zamówiłam nasionek różnych, na rozsadę; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały wpis. Dziękuję i gratuluję. To prawda, zieleni u nas coraz mniej. Beton zalewa nas z każdej strony. Ostatnio "zagospodarowano" skwerek na skrzyżowaniu (w Warszawie) - powstanie budynek mieszkalny wielokondygnacyjny z parterem handlowym. A rosły tam drzewa, trochę krzaków, trawa... wystarczyło odnowić, postawić kilka ławek... ale po co. Lepiej postawić blok. Zysk jest ze sprzedaży gruntu. A potem jak się ludziska wprowadzą to ho ho ho... będą mieszkać przy skrzyżowaniu dwóch sporych ulic, w betonie, hałasie, smrodzie.... ale w mieście :)
    Będąc w mieście stołecznym Paryżu widziałam jak troszczono się o każdy metr wolnej przestrzeni - chociaż mały trawniczek, chociaż jedno drzewko, dwa krzaczki, ławeczka. Byle było zielono.
    Nie to co u nas :)
    pozdrawiam i życzę wytrwałości,
    Elżbieta

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również tęsknię za wiosną, tymczasem kupiłam dwa kwitnące fiołki alpejskie, które cieszą moje oczy...pieknie piszesz. Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten ogród "wertykalny" jest niesamowity. Potrzeba matką wynalazku; nic się nie może zmarnować. W sumie to takie podejście akceptuję, niekoniecznie ze względów estetycznych.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się coraz mniej zieleni wokół nas. Tak naprawdę by móc spędzać czas wśród zieleni trzeba albo wyjechać za miasto albo stworzyć swój własny ogród. Oglądając te zdjęcia bardzo zatęskniłam za wiosną i moim ogrodem... ale już za niedługo.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. I ja tęsknię za wiosną. I za swoim kawałkiem zieleni na razie słabo przypominajacym ogród;]

    OdpowiedzUsuń
  8. Styl cmentarny opanował tę planetę i jest to jedyny styl właściwy kosmitom: tuje, świerki i trawniki pozbawione jakichkolwiek urozmaiceń. Czasem pelargonia w doniczce przy wejściu do domu.A gdzie bujne ogrody z rozpustą kolorów, przydomowe ogrody bez grządek, za to ze spontaniczną feerią wielkości i kształtów. Jakieś smutne te ogrody, które nas otaczają.
    Na szczęście nie wszystkie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. fajny tekst. i smutna prawda.
    nasz sąsiad wyciął właśnie 4 drzewa - 2 jesiony i 2 topole - ogrooomne!
    pytam go: a nie szkoda było, takie wielkie drzewa?
    nie szkoda- odpowiada bez namysłu. kapitał, kapitał się liczy.

    żałosny był to widok. zwłaszcza, że drzewa najpierw musieli czymś "podkarmiać", żeby nadawały się do wycięcia.
    u nas jest dąb - od wiosny ma liście. a jego 4 drzewa liści nie miały.
    smutne to. i to jeszcze facet z okolic puszczy - a jaka bezmyślność.

    OdpowiedzUsuń