piątek, 14 lutego 2014

O tym jak to jest być wyspą szczęśliwości na morzu nędzy..


Raj utracony wokoło mnie, miasto wielkie i okropne depcze przedmieściom po palcach i wciela w swe kręgi coraz to nowsze obszary. Tu obwodnica, tam węzeł komunikacyjny, drogi, osiedla a jak nie osiedla to domy z parkanami, a w najlepszym przypadku pola uprawne. Dużo tego wokoło… A gdzie te lasy i bory? A gdzie dzikie łąki i zakrzaczone doliny rzek? Gdzie mokradła i zagajniki? W dużej mierze przejechane przez buldożer…nie ma! Z różnych mediów krzyczą i biadają że dziki biegają po mieście, a łosie po drogach oraz lisy w parkach. Strach się bać że te dzikie potwory nie wiadomo skąd się wzięły na obszarach zabudowanych…

No tak, a gdzie one mają się podziać, jak się im zabrało to po czym kiedyś biegały? Gdzie może locha podziać się ze swoimi maluchami? Na polu nie wolno, bo niszczy, na łące nie wolno bo krowy, na osiedlu ludzie a na lotnisku (a wydawać by się mogło tyle przestrzeni) samoloty.
W mojej okolicy to samo, hale, drogi, domy z parkanami, tu płot tam zasieki, nie ma się gdzie towarzystwo podziać więc przychodzi do Moczarowego. Bagienko małe nie jest, ale nie ukrywam że zaczyna się robić ciasno dla wszystkich chętnych, a i ja mam coraz więcej przygód związanych z przybyszami. One czasem, niespecjalnie, ale jednak dokuczają mi swoimi przywarami.
Kiedyś na terenie posesji zamieszkiwały raczej małe stworzenia. Gościliśmy różne typy gryzonie, łasice, tchórze, piżmaki, jeże i kuny. Czyli mały i średni gabaryt. Najbardziej męczące było towarzystwo kun, ale by nie rzucać się w oczy starały się buszować o zmroku nie robiąc specjalnie dużego szumu.
Z czasem jednak zamieszkały z nami lisy, budując sobie rozległe apartamenty w deskach lub kupie chrustu. Latem lisica odchowywała młode urocze szczeniaki, które za dnia potrafiły wygrzewać się w słońcu a nocą wychodziły z matką na nocne nauki.




No i zaczęły się pierwsze konflikty.
Po pierwsze zostaliśmy wielokrotnie poinformowani przez lisicę że po zmroku ogród należy do niej i szwendanie się po godzinach nocnych jej się nie podoba, bo dzieci nie mogą się skupić na nauce oraz zabawach.  W przypadkach niesubordynacji z naszej strony byliśmy informowani szczekaniem i piskami że łamiemy zasady.
Kuna też musiała zawężyć swoje wpływy, ale niestety paniom rewiry niebezpiecznie się zazębiły, co odbiło się wzrostem nerwowości rodziny strychowej. Ofiarą tych negatywnych emocji padliśmy my jako „posiadacze” parteru. Kuna stwierdziła że skoro lisica wprowadziła godziny urzędowania w ogrodzie, to i ona może wprowadzić w domu. Po 22 nie ma kręcenia się w salonach. Głupia sprawa, my to jeszcze zrozumieliśmy, ale ile razy musiałam gości przepraszać, bo terror strychowy, wrzaski i fukanie dochodziło z góry, że nie respektujemy prostych reguł.
Kuny są mistrzami wydawania z siebie dźwięków, podobnie jak wydry. Posiadanie ich jako sąsiadów to prawdziwa zmora, a jak ktoś ma słabe nerwy lub bujną wyobraźnię to już w ogóle tragedia.
W starym domu kiedy po zmroku coś chodzi wyraźnymi krokami po strychu, nikomu do głowy nie przyjdzie że to kuna skacze, a jeśli to coś, potem przeraźliwe zaczyna krzyczeć lub mamrotać jak ufoludek to zawał w gratisie gotowy. Tak tak mamy kunie duchy.
Przed domem zaś szczekająca lisica też dodaje klimatu tonącym w mroku krzakom. A już prawdziwa uczta dla miłośników horroru zaczyna się kiedy kuna z lisicą przed domem wymieniają grzeczności i ślą ku sobie czułości. Jedna chce zejść z dachu by zapolować na jakiś posiłek dla rodziny, druga zaś, informuje ją że chętnie zrobi z niej marmoladę dla swych szczeniąt. Piski, fukanie, warczenie, szczekanie oraz cała partytura dźwięków które może wydawać z siebie zwierzę futerkowe w furii rozchodzi się po okolicy.



To wokoło domu a jak wiadomo czym dalej w las, a raczej bagno, tym ciekawiej.
W moczarach, przepychają się bobry z wydrami, a te ostatnie są mistrzyniami figli wszelakich w tym często kradną piłki moim psom. Ale to na szczęście mało mi przeszkadza…
Gorzej jednak żyje się w ogrodzie z bobrami które uważają że mam zbyt gęsto posadzone drzewa w okolicach zbiorników wodnych.  Osiki to chwasty, a wierzby i topole należy usuwać bo są łamliwe. Tylko co zrobić jak mamy inne zdanie a ja CHCĘ Moją wierzbę płaczącą nad stawem?  Niestety trudno się negocjuje swoje warunki jak druga strona jest nie do uchwycenia w gąszczu trzcin.





Z czasem jednak pojawiły się w ogrodzie stworzenia większe oraz bardziej niebezpieczne…
Z początku wielkookie sarny, których szare grzbieciki pomykające w trzcinach sprawiały mi wielką frajdę. Szybko przejęły one władanie nad Osikowym i Olszynowym gajem za trawnikiem Oranżerii oraz zagospodarowały zagajnik sosnowy i sad. Naprawdę starają się zachowywać  kulturalnie, nie depcząc moich zasiewów i chadzając jedynie po wytyczonych szlakach komunikacyjnych…Co za klasa! 



Niestety co muszę im przyznać mają niesamowite wyczucie smaku i bardzo wyszukany gust. Zdarza im się konsumować rośliny w ogrodzie a na liście ich zniszczeń znajdują się jedynie kosztowne okazy. Swoje menu wzbogaciły o takie egzemplarze jak jodła szlachetna – sama jej nazwa zobowiązuje…to najdroższy iglak jaki mam na ogrodowym stanie.




 A ostatnio zjadły moje tuje złociste…tylko złociste.  No dobrze w tym ferworze, można uznać, że po prostu słabo je przycinałam a one mi pomogły uformować koronę w „pomponik” bo zostało tylko to do czego nie sięgnęły.  A na zagonie pozostawiły zapłatę w postaci „nawozu” szkoda że bez instrukcji – „podsyp sobie to Ci odrośnie...z pozdrowieniami Twoje drogie sarny”





Wraz z nimi pojawił się również ród dzików i tu o kulturze i dobrym wychowaniu trudno mówić wszak nazwa dzika świnia zobowiązuje.  Najpierw niewinne dzikowanie w krzakach, spotkania pod śmietnikiem oraz dźwięk łamanych gałęzi  nocą. A potem…oj potem było tylko gorzej…
Któregoś dnia wychodząc z domu zauważyłam duże „kretowiny” po obu stronach Cyprysa nutkajskiego rosnącego na trawniku Północnym.  Były na tyle okazałe że zwabiona chęcią zobaczenia ich z bliska podeszłam do cyprysa…I tu czekała mnie niespodzianka bo za iglakiem trawnik był przeorany. Darń przewrócona do góry korzeniami  a wokoło ślady uczty.


Tak mi dzikować po ogrodzie!!! Świnie jedne!  Naprawa darni zajęła pół dnia i teraz nawet nie widać śladów tej demolki ale strach w narodzie pozostał że się powtórzy taka nocna akcja.
Na stawach groble przeryte dokładnie, cała wyspa na jednym z nich, odwrócona do góry nogami…aż mnie intryguje czego one tam tak szukały na środku wody? A może po prostu czuły się bezpiecznie i komfortowo. Bo wyraźnie unikają miejsc gdzie bywają moje psy lub mieszka lisica.



Jak jest śnieg to wyraźnie widać ile zwierzaków buszuje po terenie, po licznych śladach i tropach oraz np. uroczych rynnach wygniecionych w białym puchu przez wydry. 
Nie przeszkadzają mi Ci lokatorzy, oni też chcą mieć swoje miejsce na ziemi...mają do tego takie same prawo jak my. No cóż cenniejsze drzewka otoczę siatką z uwagi na bobry czy sarny. Musze też pomyśleć o tych drugich by zapewnić im jakiś zastępczy pokarm zamiast moich iglaków przyszłej zimy.


Wiosna już wisi w powietrzu bo w nocą krzaki rozbrzmiewają dźwiękami dzikich mieszkańców. Kolejne pokolenie będzie się wychowywać w moczarowych zakamarkach, ale jak urośnie to gdzie pójdzie? Jak wokoło beton i asfalt,  osiedla i płoty…. 

16 komentarzy:

  1. U nas jest podobnie, mimo, że miast nie ma, a dzika puszcza (Augustowska) i rozległe mokradła (Biebrzański P.N.) tuż za płotem. W pobliżu stawu co ciekawsze drzewa musieliśmy ogrodzić mocną siatką. Młode wierzby bobry przygryzają w formie bonzai, bo tylko świeże gałązki im smakują. Zawsze zostawią ze 2-3, coby drzewko przeżyło. I rosną takie mini-wierzby głowiaste wzdłuż rzeczki :). Kuny jeszcze nie mamy, ale wydry wyjadły ryby ze stawu, a kury musimy zamykać jak w sejfie... Ale lubię to tałatajstwo. Jeden pan używa świń do przekopywania ziemi w warzywniku i na grządki - wystarczy wybrane miejsce posypać kukurydzą, a mamy je po kilku dniach gruntownie przekopane. Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow na to nie wpadłam z tą kukurydzą i przekopywaniem przez świnie :) to ja je jeszcze mogę wykorzystać do pomocy ;) te dziki. W sumie mogę od takich działań zacząć porządkowanie terenu pod warzywnik....wypróbuje ich zdolności na stawach bo trochę się boję wabić je blisko domu.
      Jak chodzi o bobry to one w swoich zapędach mają dużo logiki i tak naprawdę o ile nie dybią na drzewa przy domu to wierzby nad stawami mogą sobie ciąć, widać że najlepsza jest kora i młode pędy.

      Usuń
  2. Z mojego ogrodu wyniósł się jeż. Wyniósł się "nogami do przodu" niestety... Mój pies nie toleruje żadnych czworonogów oprócz starego Pana Kracego, kota-monstrum wypasionego. Pan Kracy zaś poluje nawet na motylki i majowe chrząszcza nisko latające...:) Prawdziwe życie zaczyna się 5 minut od domu, tam mam "moje moczary":) Ale nie mogę podglądać codziennie tak jak Ty, nad czym mocno ubolewam i coraz bardziej nerwowo rozglądam się za większą przestrzenią życiową. Dziś podziwiałam kolejne olchy ogryzione przez bobry - właśnie myśleliśmy o tym, aby ogrodzić te piękne drzewa mocną siatką...ale Natura 2000 to nie prywatny folwark, więc nam nie wolno, odpowiednim służbom zapewne również, więc co spacer mamy jedno drzewo mniej w pionie.... Wiosna w tle, słychać ją i widać wszędzie! Baby boom w przedbiegach:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje psy na szczęście nie są takie nietolerancyjne..ale też im nie daje przyzwolenia więc się hamują w swoich terytorialnych zapędach, a kota nie mam...
      No tak natura (2000 i bez 2000 ;) ) rządzi się własnymi prawami i trudno czasem bobry czasem drzewa ale co ciekawe mamy boom na bobry w Polsce coraz ich więcej a było przecież fatalnie...

      Usuń
  3. Fantastycznie się to czyta ..... pozdrawiam i zazdroszczę nieco ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) wolno zazdrościć tylko "nieco" lub "ciut ciut" ;) Dzięki

      Usuń
  4. Świetne opowiadanie, ale kończy się mało optymistycznie... Ty masz szczęście że mieszkasz w takim miejscu. Z jednej strony dobrze bo większe skupisko ludzi niedaleko i lepiej prowadzić jakąkolwiek działalność. A widzę że idziesz w dobrym kierunku :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiadanie kończy się mało optymistycznie bo niestety żywot zwierzaków o których napisałam też kończy się mało optymistycznie jak przekraczają granice mojej działki :( nie napisałam tu o zającu we wnykach którego starałam się uratować...ani o dzikich polowaniach no i wypadkach bo przecież drogi mam wokoło ruchliwe... No i nie będę kłamać boli mnie jak na to wszystko patrzę... a to że przy mieście molochu łatwiej żyć i się utrzymać to niezaprzeczalna prawda.

      Usuń
  5. Bobry są wszędzie i niektórzy już żałują, że pomagali je rozwozić po lasach i bagnach.... - wyrządzają coraz większe szkody, a są pod ochroną...
    Dziki uwielbiają błotko, muszą je mieć do życia.

    Niestety miasta zawłaszczają coraz więcej i więcej, robi się coraz ciaśniej, a zwierzęta muszą gdzieś egzystować. Do mnie sprowadziły się węże- zaskrońce i to w ogromnej ilości.
    Tylko patrzeć, jak się do Was jakiś łoś z niedźwiedziem sprowadzą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bobrów na szczęście nie mam, bo do rzeki kawałek, ale sarny ongryzły nam do imentu czubki młodych brzózek, zeżarły Cioci latem cały szczaw ogrodowy, obrypały moją skorzonerę, że o truskawkach nie wspomnę, bo załapaliśmy się na dwie sztuki ( słabe ogrodzenie było...) Lisy łażą po ogrodzie jak chcą, kuna szczęśliwie przeniosła się do stodoły, bo nie odpowiadało jej towarzystwo kotów na strychu. Ale najbardziej lubię mieszkające tuż koło domu, gdzieś przy starej lipie, łasice. Dziki koło nas buszowały tylko jesienią, jak sporo jabłek pospadało za ogrodzeniem. Ja też lubię to całe tałatajstwo. I tylko zanim psy po zmroku wypuszczę to wydaję okrzyk ostrzegawczy, co by lisy zdążyły czmychnąć:-)))
    Uściski
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  7. Pięknie napisane. Az się usmiałam- bo nie kazdy ma takie mistrzynie. wiesz ile kosztuje bonsai? a tu prosze-co roku bedziesz miec formowane pompony na iglakach. i to za darmo ;-) trzymaj się i pozdrów wszystkkich mieszkańców ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój ogród daleko od cywilizacji, pola i łąki dookoła, a zające i sarny i tak ciągną do niego i zjadają co się da. Wolą brzózki niż oziminy. Dzików jeszcze nie widziałam, ale jamę lisa mam. Współżyjemy jakoś, bo co robić, nie ma wyjścia.
    Słyszałam, że iglastych nie ruszają, a jednak. Twoje mają pewnie wyjątkowe smaki.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięknie opisane. Super się czytało Twój tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawy wpis - takie zwyczaje rzeczy, a przekazane w piękny sposób :) a Lisica jest zachwycająca!

    OdpowiedzUsuń
  11. usmialam sie , swietnie to napisalas ! Iwona

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam. Jak o ogrodach, to i ja w końcu tu trafiłam, zieloną ścieżynką. Ogromnie mi się podobało, o kunach, świniach jednych, ogryzaniu drzewek i wszystkim razem - jestem łasa na uśmiech, nawet, gdy trudno i ręce czasem opadają. Proszę o więcej i pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń