piątek, 9 listopada 2012

Kwiaty jednoroczne czyli sezonowo kolorowo

No więc czemu to całe porządkowe zamieszanie? Po co mi kolejne grządki?
Ano odpowiedź jest banalna!
Chcę takich widoków!!!
Dużo dużo!!! Coraz więcej!!! Całą zimę muszę jakoś przeżyć z takim widokiem pod powiekami. Byle do wiosny...





No właśnie!!! Chce by było tak kolorowo i kwiatowo jak w tym roku. A nasion mam całe pudełka więc jest czym obsiewać rozległe połacie zaoranej w tym roku ziemi.

Ponieważ ostatnie dni października przyniosły pogrom wszelkiej zieloności, wiem że nic w temacie roślin jednorocznych już w tym sezonie się nie pojawi. Można tym samym wspomnieć efekty jakie w tym roku dały.

Ale od początku, bo zaczęłam bardzo ambitnie. Po zimie energia mnie rozpierła więc postanowiłam że z większości roślin jednorocznych zrobię rozsadę (bez słonecznika i kosmosu i części aksamitek).


Czy to było potrzebne? Naprawdę trudno mi ocenić. Z jednej strony łatwiej nad takimi siewkami zapanować. W maju sadzi się większe, teoretycznie mocniejsze rośliny. Ale moje siewki były rozpuszczone i po tym jak znalazły się w ziemi długo marudziły, nim zabrały się za rośnięcie. I nie wiem czy wysiane wprost do gruntu nie byłby równie udane jak te z rozsady i czy aby nie zakwitłyby w tym samym czasie.
W przyszłym roku zrobię eksperyment i spróbuje wysiać rośliny na dwa sposoby, do gruntu i na rozsadniku.

A co w tym roku było w zestawie? co się udało a co było porażką?
Spieszę z relacją...

Aksamitka.
Mam wielki sentyment do tej rośliny. Nie tylko kojarzy mi się z dzieciństwem to jeszcze z wyjazdami do Azji. Najbardziej chyba z Nepalem, gdzie rosła w przydomowych ogrodach, ale też nanizana na nitki wisiała jako dekoracja w girlandach i naszyjnikach.


Ta wielkokwiatowa pomarańczowa jest chyba najbardziej typowa, ale ma wiele interesujących kuzynek.
Miałam taką wizję, że patio będzie w 2012 w kolorach niebiesko kremowych więc sięgnęłam po kremową odmianę aksamitki.


Jak to bywa pomysły weryfikuje życie. Na opakowaniu, jak wół, widniał napis: wzrost 50 cm, odporna odmiana o dużych kremowych kwiatach.
No cud, miód, malina ideał.... ale jak się okazało nie do końca. Z początku rosła świetnie, szybko się okazało że 50 cm, ma tylko w opisie, a w mojej rzeczywistości 80 do 1 metra! To ciut więcej niż zakładałam, więc zburzyła zakładane kompozycje. Kwitnienie było na początku obiecujące, ale kwiaty nie chciały rozwijać się w okazałe pompony. Powiedziałbym nawet że nie rozwijały się wcale, no a jeśli to, szybko brązowiały. Jak zaczęła kwitnąć jej wygląd pogarszał się z dnia na dzień. Łysiała od spodu, pędy się wyłamywały...a na koniec zjadł ją przędziorek. W szczycie sezonu zmuszona byłam ją wyrwać i tyle było kremowych pomponów co na poniższym zdjęciu....




Zebrałam trochę jej nasion. Jest ewidentnie delikatna i trzeba spróbować posadzić ją w większym cieniu, bo słońce jej szkodzi, upał też i pilnować* (wachlować, zraszać, wietrzyć ;) i nie wiem co jeszcze ). Nie da się bowiem ukryć że ma potencjał ale coś poszło nie tak i z efektu był "antyefekt".

Jej żółta wersja miała się ciut lepiej.


Ku mojemu zdziwieniu w opakowaniu były nasiona dwóch odmian, ale obie były równie ładne.
Powiem szczerze że spodziewałam się że będą okazalsze jako rośliny. Liczyłam na to że rozrosną się w duże i gęste krzaki, a tu nic z tego. Niby fajnie, ale widywałam w wiejskich ogródkach ładniejsze okazy. W porównaniu z kremową wersją naprawdę było o niebo lepiej więc nie ma co narzekać.



Najmniejsza z aksamitkowej rodziny okazała się, już drugi rok z kolei, wielkim hitem. Jest absolutnie wspaniała. Z racji że zbieram jej nasiona w tym roku udało się zrobić z niej dywanik na dachu psiego kojca.
Czyż nie jest piękna?





Jest niska i zwarta. Kwitnie od czerwca. Pięknie wzeszła wysiana wprost do gruntu i nawet jej nie przerywałam nie uszczypywałam. Taka wyrosła i zakwitła jak widać. Ideał jak dla mnie. Co więcej w takiej masie nikt nie mógł przejść obok niej obojętnie. Zawsze byłam bardzo ostrożna jak chodzi o kolor pomarańczowy, ale w ogrodzie przy domu, albo musi się coś rzucać w oczy albo ginie w masie zieleni.
Jej przeznaczenie to "występ grupowy", czym większa płaszczyzna tym lepiej.
Czyż na taki widok nie robi się cieplej nawet w zimny dzień?



Pozostając w pomarańczowym nastroju, nie mogę pominąć tegorocznej nowości w Moczarowym....
TITONII


Urzekła tak samo mnie, jak i moją mamę. Przypomina nam dalię. Jej kwiaty w żywym ceglastym kolorze są naprawdę urocze. Roślina na różnych stanowiskach osiągnęła całkiem inne rozmiary. W ogrodzie południowym dorosła do 3 metrów wysokości a na końcu drugiej rabaty oranżerii ledwie do metra, dopasowując się tym samym do aksamitek i chwała jej za to.


Tworzyła ładne mocne duety ze wszystkimi roślinami.



Zebrałam sporo nasion i w przyszłym roku będzie titoniomania na całego. Choć wiem że pierwszy przymrozek jest dla niej zabójczy, to jednak pokusa by zasiać ją tam gdzie będzie miała krótszy żywot jest nieodparta. Ogród oranżerii jest najbardziej otwarty i najniższy przez co przymrozki nawiedzają go szybciej niż inne części bagienka. Oprócz ujemnych temperatur nie lubi też zbitej ziemi i suszy, wtedy jej dolne liście zasychają i roślina ogołaca się od dołu....no cóż wybaczam jej to.

Na powyższym zdjęciu wraz z titonią kolejna debiutantka w ogrodzie. To werbena patagońska. Jej cenne nasiona przywiozłam z Paryża w zeszłym roku. Nie mogłam ich kupić, choć obiegłam bulwar nad Sekwaną nad którym usytuowane są sklepy "ogrodnicze" i targ kwiatowy (w drodze do Notre Dame de Paris). Zmuszona byłam uszczypać kawałek przekwitłego pędu w parku. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć że był już ułamany i zwisał na ścieżkę. (Nie cierpię nie swojego ale pokusa była tak silna....) Z tego małego pędu ku swojemu zaskoczeniu uzyskałam mnóstwo nasion a potem sadzonek. Zaskoczenie było tym większe że moja ciocia mieszkająca we Francji, żaliła się, że w tym kraju większość roślin jest tak uprawiana by być płonna. Kupowane w sklepach kwiaty często zamierają po pierwszym roku, nie wydając nasion. A tu jednak się udało. Tym cenniejsze jest to poletko! 



To kolejna roślina którą jestem absolutnie zachwycona! Kwitła od lipca, wyglądała bajecznie aż do mrozów. Nawet jak przekwitała to robiła to z klasą. Nic jej nie szkodziło, a cała roślina wyglądała pięknie w sezonie.
W tym roku nasion mam dwa pojemniki (spore) i mam w panach stworzyć duże poletko tego zielonego cuda.


Z werbenami mój romans trwa dłużej i w tym sezonie też ich nie zabrakło, tych bardziej klasycznych i znanych.
Tu wprost w gruncie w ogrodzie południowym na murku.



I w donicy dwa typy 




W kolorze lila była jeszcze jedna drobinka Szałwia omączona. To pierwsza szałwia w moim życiu wyhodowana z nasion. Jedyna jej wada to że zakwitła bardzo późno i nie nacieszyłam się nią zbyt długo.
Nie przeszkadzał jej ani upał ani deszcz. Zniosła pokornie pierwsze przymrozki. Jej kwiaty były aż granatowe tak jak kanciaste łodyżki i końcówki liści.


 Ale to nie koniec nowości pojawiło się też Ucho lwa ;)
Nasiona miałam przypadkiem z ogrodu botanicznego w Warszawie. Na początku nie miałam pojęcia co to za roślina. Pęd kwiatowy przypominał mi żelaźniaka w wersji pomarańczowej. Kiedy wysypały się z niego nasiona trochę bez wiary postanowiłam je wysiać i wyrosło....


W ogrodzie południowym osiągnęło ponad 3 metry wysokości, burząc kompozycję bo nie podejrzewałam że będzie tak wielką rośliną. 
Ucho lwa jest naprawdę urocze, inne niż reszta, pięknie wygląda na rabacie. Ale w upał ogałaca się od dołu, kochają je przędziorki i inne stworzonka.Ono samo kocha żyzną ziemię, półcień w nogach i słońce w łodygach. Rośnie wysoko i smukło. Warto było zaryzykować i wysiać. 


A na koniec trochę kosmosu i słoneczników, które podobno wzbudzały pożądanie sąsiadów...po nich też pozostało trochę nasion i miłe wspomnienie.







13 komentarzy:

  1. Nie masz pojęcia jak mi się zatęskniło do soczystej zieleni i kwiatów w ogrodzie! Zainspirowałaś mnie - Też "pójdę w masę" i spróbuję siać jednoroczne łanami. Dorzucę do tego jeszcze nagietki i jeżówki, które u nas rosną jak szalone, a nagietki co nie które nadal kwitną:-)))
    Pozdrawiam serdecznie
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie trzeba iść w ilość ;) to jest dopiero widok! łany kolorowych kwiatów, tych które w ogrodzie nam się udają. U mnie nagietki rosną słabiej, ale też mi się marzy poletko, bo ich kwiaty są jadalne i fajnie wyglądają w sałatkach ;)

      Usuń
  2. Dałaś czadu kochana.
    Dywan aksamitkowy genialny.
    U mnie nasion słonecznika zero, bo wszystko zjadły ptaki, co do ziarenka, jakieś mazurskie głodomory. Kwiatowe wybujały na blisko 3 metry i kwiatostany olbrzymie, wolałabym zdecydowanie drobniejsze kwiecie.
    Uwielbiam Cię odwiedzać, Twoje podsumowania są dobrą nauką, zdjęcia fantastyczne.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aksamitkowy dywan był naprawdę fajny polecam ;)
      Słoneczniki miały kwiaty takie "akuratne" ani duże ani małe no i skrupulatnie zbierałam nasionka, bo amatorów z dnia na dzień miałam coraz więcej. W poprzednim poście na zdjęciu są szczygły w natarciu ;)
      Jeśli moje uwagi są przydatne to tym bardziej mi miło, myślę że warto się wymieniać doświadczeniami!

      Usuń
  3. Aksamitki rok w rok, od wielu lat. Te niskie są najpiękniejsze i te mam. Zero fatygi, siew do gruntu i dają czadu. To samo smagliczka nadmorska, polecam, a przycięta po kwitnieniu, znowu zakwita. Po co ja to piszę, przecież wiesz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem wszystkiego!!! Wielu rzeczy się uczę, ogród kwiatowy mam w sumie od niedawna bo wcześniej cieniste obszary ogrodu przy domu nie dawały mi możliwości uprawy kwiatów jednorocznych na taką skalę i w takiej różnorodności. Smagliczki jeszcze nie próbowałam ;) ale widać trzeba sięgnąć po nasionka skoro polecasz!

      Usuń
  4. Piękny ten pomarańczowy dywan z aksamitek. Kosmos posiałam w tym roku po raz pierwszy. Zużyłam trzy torebki nasion, ale niewiele z tego urosło - może za rok będzie więcej.:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta werbena patagońska jest prześliczna, taka delikatna, chętnie bym widziała ją w swoim ogródku, trzeba będzie poszukać w sklepach:)
    Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. W podziękowaniu za radość z obcowania z pięknem Twojego ogrodu - zapraszam do nas po wyróżnienie:-)))
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  7. Słoneczniki bardzo je lubię a tak rzadko u mnie w okolicy widuję. Poletka aksamitek też wyglądają rewelacyjnie.
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dywan z aksamitek imponujący!! Gratuluje!
    Poydrawiam Marta

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam. Też rozczarowała mnie kremowa aksamitka. Ani jeden kwiat niepodobny do tych na zdjęciu opakowania. Producent twierdzi że to wina niewłaściwej uprawy (zbyt żyzna ziemia) a mi takie jak u Ciebie wyrosły w żyznej na balkonie i ubogiej na działce. Podobno okazałe kwiaty i faktycznie średnio-niską wysokość osiągają jedynie odmiana Vanilla F1. Nie polecam tych od W.Legutko i PNOS. Może inne firmy mają lepsze odmiany... W 2014 będę testować inne...

    OdpowiedzUsuń
  10. A może macie jakieś wskazówki dotyczące tego, w jaki sposób takie kwiaty hodować? Czy są jakieś specjalne nawozy lub odżywki? Jeśli tak to interesowałyby mnie produkty od http://www.substral.pl/ Liczę na jakieś cenne wskazówki.

    OdpowiedzUsuń