wtorek, 16 października 2012

Pnącza, czyli co się wije i kwitnie w oranżerii z bliska cz.2


Sezon wegetacyjny 2012 chyli się ku końcowi. To dobry moment by podsumować ogrodowe osiągnięcia i porażki a tym samym ciut zacerować zaległe tematy.



O pnączach już pisałam, ale czas do tematu powrócić. W tym roku zaryzykowałam kilka nowości oraz dałam szansę roślinom które w zeszłym roku się nie popisały. Pojawili się też pasażerowie na gapę, którzy zrobili zawrotną karierę.

No i od gapowiczów zacznę podsumowanie.

Wyka ptasia to prawdziwa gwiazda, która po cichu wzrastała w pędach chmielu. Agresywny, żarłoczny i wielki sąsiad wcale jej nie zniechęcał i tak, drobinka i eteryczna piękność, stała się hitem czerwca w Oranżerii. Rozrosła się okazale do 1,5m, zakwitła bardzo spektakularnie a na koniec była gwiazdą w nagraniu do programu „Maja w Ogrodzie”
Tak to właśnie jest z tymi „delikatnymi kobietkami” trzeba na nie bardzo uważać bo często tylko udają. Jak ona dała sobie radę z chmielem jest to dla mnie niepojęte. Gorzej jej poszło z przędziorkiem który okazał się trudnym przeciwnikiem. Ale po pogromie odbiła i dalej ma się świetnie, co więcej pewnie tak się będzie mieć aż do pierwszych solidnych mrozów.
Tak to właśnie jest z karierą chwastów na salonach, czasem potrafią się lepiej zachować niż nie jedna egzotyczna piękność.


Drugim gościem z między, jest dziki wilec o białych kwiatach. Szczerze go nie cierpię i tępię w ogrodzie. Potrafi zagłuszyć wszystko, opleść, zakryć i zadusić a potem niewinnie wystawia swoje białe kwiatki i wydaje mu się że mu wybaczymy ekspansywny charakter. W przypadku Oranżerii faktycznie podziałało, ale musi mieć się na baczności bo nigdy nie wiadomo kiedy mi przejdzie słabość na jego wdzięki a zacznę go zwalczać.
Wybrał sobie miejsce które było najmniej atrakcyjne a więc tylną ścianę więc na razie mu pozwalam rosnąć, a jego białe kwiaty faktycznie rozświetlały ciemniejszy zakątek. Ale we wrześniu dostał mączniaka i ogromnie stracił na atrakcyjności.


Z nowości w tym sezonie pojawiło się Cardiospermum. W zeszłym sezonie nie wzeszło z nasion, zaś w tym uzyskałam kilkanaście sadzonek więc rośnie w kilku miejscach.
To urocze pnącze jest bardzo delikatne, ma pierzaste dość drobne liście oraz kwiaty które najlepiej oglądać pod lupą z powodu swych mikrych gabarytów. Ale już owocki są efektownymi zielonymi balonikami zwisającymi po kilka na szypułkach. W miarę dojrzewania stają się beżowe i trochę tracą na urdzie.


Pnącze jest delikatne, łatwo więdnie i chyba jest dość żarłoczne. Rosło naprawdę fajnie ale wiem że nie pokazało na co je jeszcze stać. Z pewnością nie było zadowolone z morderczych letnich upałów i może powinno rosnąć w bardziej gliniastej glebie.
Uważam że z racji pięknych owoców warto do niego wrócić w przyszłym roku.


na tle swych liści w akompaniamencie nasturcji kanadyjskiej.


a tu werbeny


Pojawiło się też kilka spektakularnych powrotów roślin które w zeszłym roku były kompletną klapą.
Na pierwszej pozycji mina lolobata. Nie wiem co w tym roku było lepsze niż w zeszłym, ale pierwszy sukces pojawił się na starcie, bo wzeszła z nasion, dając sporo mocnych siewek. Potem rosła i rozwijała się bardzo dobrze no i zakwitła, ba!!!! nawet dalej kwitnie.


Naprawdę jestem nią zaskoczona bardzo pozytywnie. Osiągnęła spore gabaryty i osypana kwiatami stanowiła bardzo atrakcyjny widok. Na razie mam sukcesy w uprawie tej rośliny co drugi rok, i naprawdę nie mam pojęcia co decyduje o takim stanie rzeczy. Gdyby chciała co roku być tak piękna jak w tym, byłoby miło....no zobaczymy.


Pałczatka to też powrót ale już nie tak spektakularny. Ale też w tym roku była ładniejsza niż w zeszłym. Zakwitła, nawet zawiązała swoiste owocostany ale w lipcu straciła rozpęd i w większości zmarniała. Może jej też zaszkodził upał?


Może nie widać tego na zdjęciach, ale jej kwiaty są dość okazałe i do tego w płomiennych kolorach pomarańczowych, czerwonych oraz żółtych. Osobiście wolę ją od miny ale jakoś ona nie woli mnie.

Nasturcja Kanadyjska.



Z tą rośliną mam problem już drugi rok. Po prostu w jaśniejszych miejscach pali ją słońce. Poparzone liście dostają plam i wyglądają upiornie. Ale z drugiej strony zakwitła, wykorzystała chłodniejszy czas i pięknie odżyła. Pokryta ciekawymi kwiatami prezentował się dobrze a do tego w duecie z żółtą tunbergią stanowiła fajną kompozycję.


Ze starej gwardii w tym roku Kobea zdecydowanie słabiej kwitła i nie obrastała wszystkiego tak gęsto i pięknie.


Za to fasola ozdobna nie zawiodła! Była piękna gęsta i zielona, choć męczył ją przędziorek.
Na koniec pokryła się długimi ozdobnymi strąkami.


A do tego jej pomysły na znajdowanie sobie kolejnych podpór do wspinaczki były naprawdę rozbrajające.




Nawet pięknie zakwitła w tym kloszu od lampy!

Jak już o owocach mowa, to nie mogę nie wspomnieć o Tykwie która w tym roku kwitła jak oszalała i zawiązał kilka owoców. Niestety nie wszystkie osiągnęły wielkie gabaryty ale był wśród nich taki wyjątek:


Co najbardziej zaskakujące traktuję tą roślinę jako ozdobną z kwiatów bo te są naprawdę duże więc fakt że nie jest obsypana dekoracyjnymi owocami bardzo mnie nie razi, choć miło jest popatrzeć na takie pękate gruszki jakie tworzy.


Tunbergia mimo że nie wróżyłam jej dobrze, nie chciała rosnąć ani nawet wzejść z nasion. Okazała się wielkim sukcesem. Urosła i przeplotła się z winoroślą co dało bardzo piękny widok. Była wprost osypana kwiatami. Zresztą dalej jest mimo połowy października.





No i to nawet czasem takimi dziwnymi...


Taki rodzynek mi się trafił, jakby połączenie kilku kwiatów na raz.

Wilec o błękitnych kwiatach w tym roku kwitł jak oszalały! I to już od czerwca. W zeszłym roku uraczył mnie swą niewątpliwą urodą dopiero z końcem września więc nie cieszyła się nim długo. Ale tym razem pokazał się z najlepszej strony.




Ponieważ wspinał się po chmielowych słupach to na tle ciemnej zieleni jego wielkie niebieskie kielichy były cudownie wyeksponowane. Osiągnął ponad 8 metrów wysokości aż w końcu wyszedł górnym lufcikiem na dach oranżerii. Ale niestety dopadła go szara pleśń na którą okazał się bardzo wrażliwy, ale przynajmniej już wiem na co muszę uważać na przyszłość.



Przy nich wilec purpurowy wypada naprawdę blado, mimo żywych odcieni. Popełniłam błąd i wysiałam w oranżerii jasno błękitną odmianę. Łatwo ją odróżnić od fioletowej po białych nasionach. Niestety tak delikatne kwiaty zniknęły w masie zieleni i dopiero jak zobaczyłam torebki z nasionami między pędami winorośli zorientowałam się że już kwitł....
Tu na patio.


Azarina okazał się pnączem żelaznym, nawet bardziej niż myślałam. Jej nasiona nie zmarzły zimą więc zaczęła kiełkować z posadzki w różnych miejscach. Zachowuje się w Oranżerii jak chwast i zagłusza co się da. Zakryła cały parapet i w liściowej ziemi w donicach osiągnęła grubo ponad 2,5 metra. Jestem ciągle pod jej wrażeniem!






Mamy też takich zieleniastych, którzy nie wykazali się niczym szczególnym od dwóch lat. Do tej grupy zdecydowanie należy Fasolnik. Rośnie, kwitnie a w tym roku objawił się w odmianach barwnych: bordowolisnej i zielonolistnej. Sieję go dla urozmaicenia kolekcji ale sama nie wiem czy jest tego aż tak bardzo wart.




Z roślin o ozdobnych liściach, test na wytrzymałość przeszedł pozytywnie coleus. Jestem w nim zakochana i będę z chęcią do niego wracać. Tworzy piękne kompozycje z innymi roślinami w oranżerii. I choć nie jest pnączem to nie mogę o nim nie wspomnieć.

\

Moje, wyhodowane z nasion, egzemplarze postaram się przechować przez zimę, ale dokupię w przyszłym roku kolejne.





Ufff więcej grzechów nie pamiętam! Ale pobiłam swój niechlubny rekord pisząc ten post ponad tydzień!
Ciągle mnie coś odciąga, odrywam się tracę wątek i tak od kilku dni. Może to sprawka jesieni? 
Pozdrawiam ciepło!
A na koniec chmielowe kwiaty!








4 komentarze:

  1. Ciekawy post, edukacyjny, piękne rośliny, wspaniałe zdjęcia ... warto było czekać.
    U mnie z pnączy bardzo dekoracyjna jest kobea, obsypana jest mnóstwem kwiecia do tej pory, aż żal, jak przyjdzie mróz. Wpleciony w nią wilec wkurzał mnie zwieszaniem liści w słońcu (cwaniak broni się przed utratą wody) i na murze już go nie będzie.
    Nasturcja kanadyjska piękna - u mnie straszliwie żarły ją liszki.
    Fasola też się sprawdziła, teraz ma olbrzymie zielone strąki.
    Kardiospermum dość marniutko, ale warto było bo owocostany śliczne, wysiałam je po raz pierwszy i jestem zauroczona.
    Jak bym nie mogła podsumowania zrobić na swoim blogu, co?
    Wracam do tego posta by delektować się i pewnie wrócę jeszcze razy kilka.
    Buziaki
    PS. Cały czas siedzę na Mazurach, szaleństwo przetwórcze trwa, na nic nie mam czasu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam Twoją kobeę naprawdę olśniewająca. Niestety wilec jest fajnym towarzyszem ale potrafi robić takie psikusy o jakich piszesz!
      Dziękuję Ci za ten wpis fajnie dzielić się swoimi doświadczeniami!

      Usuń
  2. Jak Ty pięknie piszesz o swoich roślinach, tak z miłością... Ja też się delektuję Twoimi postami ;)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz takie liściaste dzieci, czasem grzeczne a czasem niesforne ;) zdarza mi się że wzbudzają moje skrajne uczucia ;)
      Ja też pozdrawiam Ciebie serdecznie!

      Usuń