Dwór jest na tyle stary że spokojnie może pamiętać wydarzenia Powstania Listopadowego. Jako siedziba ziemiańska, był ostoją Polskości i zrywów patryjotycznych w czasach kiedy kraj pogrążony był w większych kryzysach niż teraz, lub wogóle znikał z mapy.
No i do dziś dzień jest jakaś magia tych nocy Listopadowych....
Pisałam już wcześniej że mam szczególny stosunek do tego miesiąca. I staram się zauważać wszystkie jego zalety a ignorować wady. Tak jest właśnie z nocami które w tym miesiącu okrótnie się wydłużają i stanowią większość doby. Ale te noce często przepełnione są swoistą demoniczną magią, a jeśli trafimy na noc taką jak ta, z lekką mgłą, to już wogóle robi się nastrojowo.
Kiedy wszystkie ogrodowe giganty stracą liście, na pierwszy plan wychodzi skomplikowany rysunek ich konarów i gałęzi. Po miesiącach kiedy wszystko było zawoalowane liśćmi ten widok wydaje się być niezwykły. Nim ponownie przywyknę do szkieletów bezlistnych drzew, mija trochę czasu i wtedy w blasku księżyca te konary wyglądają naprawdę majestatycznie i pięknie. Dopóki nie spadnie śnieg, noce, nawet pomimo księżyca są ciemne. Ten mrok zaciera granice, tuszuje niedoskonałości, maskuje świat zewnętrzny i pozwala czasem uwierzyć że czas się cofnął o minimum 100 lat. A delikatna mgiełka jeszcze dodatkowo potęguje to wrażenie.
Lubię brać wtedy swoje psy i nocą spacerować po ogrodzie. Choć klimat bywa wyjęty żywcem jak z horroru. Nad głowami przelatują mieszkające w ogrodzie sowy wydając z siebie kosmiczne dźwięki.
Raz byłam bliska zawału jak wybrałam się na taką przechadzkę samotnie. Wędrując tak po Wyspie usłyszałam przeraźliwy krzyk, jakby mordowanej w krzakach kobiety. Zamarłam i poczułam jak robi mi się gorąco, sama, na wielkim nieoświetlonym i pełnym zakamarków terenie. Jak zaczął paraliżować mnie strach, doznałam olśnienia to przecież Płomykówka!! Dość rzadka dziś w Polsce sowa, która wydaje tak niezwykłe odgłosy, zazwyczaj w okresie godowym. Ale widocznie ciepła noc nastroiła ją na tyle pozytywnie że postanowiła uraczyć mnie tym swoistym okrzykiem.
Jak widać na zdjęciach noc też potrafi być atrakcyjna nawet jak na dworze zimno i lekki przymrozek szczypie w policzki a w powietrzu unosi się zapach dymu.
Kochana - piękna, to za mało powiedziane! Zjawiskowa, tajemnicza, wspaniała!
OdpowiedzUsuńA udało Ci się zidentyfikować pozostałe gatunki sów? Płomykówka we własnym ogrodzie...ech...że sobie westchnę...Do nas tylko czasem na gościnne występy zalatuje puszczyk z parku wokół dworu w sąsiednim Janowie. Czasem pojawią się przelotne uszatki, a czasem nawet sowy błotne. Ale własnych rezydentek nie mamy...
W ogrodzie gniazdują puszczyki. Niestety pomimo moich starań płomykówka się nie osiedliła, choć nasz strych został jej udostępniony. Raz przelotem była sowa uszata. Więc jak na razie tylko puszczyki są na stałe.
OdpowiedzUsuńWspaniałe nocne zdjęcia
OdpowiedzUsuńAle jeśli płomykówka pojawia się - to może kiedyś Was zaszczyci:-)))
OdpowiedzUsuńA ja dzisiaj świtem widziałam u nas w krzaczorach...gronostaja w zimowym futerku!!!!
ależ sobie wrażeń dostarczasz! Piękna, inna jesień w świetle księzyca.
OdpowiedzUsuńTakie noce to sama przyjemność :)
OdpowiedzUsuńU mnie w ogrodzie tylko dzięcioł urzęduje, to znaczy orzechy podkrada :)
Twój ogród piękny o każdej porze dnia i nocy i porze roku.
Noce są tu naprawdę specyficzne, a teraz jeszcze była piękna pełnia... no i zawsze przy takim siedlisku jest taki mroczny klimacik...
OdpowiedzUsuńA zwierzaków jest całe mnóstwo, ale gronostai nie ma. Taki białasek musi mieć ciężko teraz podczas polowania, jak nie ma śniegu.
Cudownie, lunarnie i latarniowo. Przepiękne zdjęcia! W takich miejscach i w takich momentach, czuję się jak ryba w wodzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Magda