wtorek, 29 listopada 2011

Zbiory


Jak już zaczynam podsumowywać ten rok, nie mogę oprzeć się próbie podliczenia co oprócz dużej ilości roślinek i kwiatów wyprodukował mój ogród w tym roku...
Jak już pisałam wcześniej nie mam warzywnika, wokoło domu jest trochę drzew owocowych, głównie jabłoni, kiedyś dosadziłam kilka innych drzew, na których owocowanie ciągle czekam.
No więc co tu podliczać?
Okazuje się że mam spektakularne osiągnięcia w tym roku w zakresie uprawy owoców tropikalnych!
Po pierwsze dochowałam się pierwszych zjadliwych owoców Granata!



Kiedyś dostałam krzaczek granata w doniczce. Ta urocza roślina jest wrażliwa na mróz ale zimą tak jak nasze rodzime gatunki traci liście i wymaga spoczynku w chłodnym pomieszczeniu i ograniczonego podlewania. Mój granat poszedł właśnie spać i mogę powiedzieć że mu się w tym roku należy spokojny sen, bo się popisał.
Jego kwiaty są bardzo dekoracyjne, krwiście czerwone i pojawiają się na moim krzaczku już od maja. Potem trzeba długo czekać by owoce dojrzały.





Po drugie moje dwa drzewka cytrynowe obsypały się cytrynami i w tym roku mam około 30 owoców własnej produkcji. Czyli szykuje się na polskiego potentata w uprawie cytryn... w naszym zimnym klimacie może to robić wrażenie ;)
Obok cytryn i granatów doczekałam się też owocu tykwy, która teraz usilnie suszę na kaloryferze. To moja chluba i duma, bo jak na taką ilość kwiatów i sadzonek dochować się jednej sztuki to wielki wyczyn ;) 
Ale naprawdę cieszę się z tej jedynaczki.




No i na tym kończą się sukcesy w uprawie, innej niż kwiatowa.
Oto dowód, tykwa wyrosła bardzo duża, ale moje dynie w tym roku są po prostu imponujących rozmiarów....



Jak by co jabłko ze zdjęcia jest zupełnie przeciętnym małym jabłkiem....a dynia dla wyjaśnienia to zwyczajna odmiana jadalna.
Mogłabym startować w konkursie na najmniejszą dynię wyhodowaną w Polsce. Dyniowy bonsai.
Zupy raczej z niej nie zrobię, traktuję ją jak dekorację i zupełnie nie wiem jak to się stało że taka „wielka” mi wyrosła. Widać na kilometr że mam smykałkę do warzyw. Ale to i tak sukces w porównaniu z tegoroczną uprawą pomidorów które mi zgniły zanim dojrzały... ziół które uczyniły to samo. Szczególnie w tym miejscu chciałabym uczcić pamięć mojej Bazyli. Ehhh o kabaczkach wolałabym nawet nie pisać. Jednak pozostaje mi się skupić na tych cytrynach.
No chyba że wezmę pod uwagę inne rarytasy.... może słoneczniki? Tych mam sporo na zimę dla ptaków.
Zbierane na bieżąco i suszone będą prawdziwą radością dla pierzastych w mroźne dni. Jeśli podciągnąć słonecznik pod warzywa to podsumowanie wypada mniej blado.


Co jeszcze obrodziło w tym roku?
Kasztany! Co prawda nie jadalne ale za to ładne i duże. Tu pełen sukces!



I fasola ozdobna w tym roku w kolorze niebieskim. Z pewnością niejadalna ale chociaż z nazwy "warzywna".



Udało się też kilku jabłkom....



6 komentarzy:

  1. Imponujące osiągnięcia !!! Uwielbiam granty :DD Przyłączam się do chuchania na nie - niech rosną szczęśliwie:)))
    Pomidory podobno nie lubią, kiedy im na głowę kapie :)))) Babcia zawsze nad nimi daszek robiła i rosły sobie takie nad stawem przystrojone w daszki, ale w sumie nie pamiętam, czy mniej gniły czy tak samo, jakby bez daszków były :DDDDDD Za mała byłam, żeby kiedyś na to zwracać uwagę, a jak już dorosłam, to babcia z ogródka warzywnego zrezygnowała :(
    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  2. Plony jak złoto :) Piękne są kwiaty granatu, chyba nie widziałam ich na żywo.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rodzime warzywo to pospólstwo, Ty hodujesz arystokrację!! Cudne granaty, też po raz pierwszy widzę jak kwitną.
    Moje słoneczniki konsumowane były na bieżąco, zapasów brak.
    Niebieska fasola b. oryginalna.
    Pozdrawiam serdecznie - jo-landa

    OdpowiedzUsuń
  4. Takie granaty to sama bym chciała mieć. Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zbiory są bardzo dekoracyjne - nie da się ukryć:-))) A własne granaty....ach! Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  6. Aneto moje pomidory rosły w małej szklarni, czyli w moim bałaganiastym królestwie. I i tak zgniły :(
    A babcine przepisy to trzeba skrzętnie kolekcjonować!!
    Co do garnatu, ja swój dostałam w prezencie 4 lata temu, został kupiony na giełdzie kwiatowej. I kosztował grosze, ale jest o tyle śmieszny że zimą wygląda jakby był martwy. Jak na tak drobny krzaczek to kwiaty ma wielkie i tak czerwone że trudno ich nie zauważyć. Na razie nie sprawiał mi problemów. Więc serdecznie tą roślinę polecam!

    OdpowiedzUsuń