Ogród Południowy teoretycznie jest najbliżej dworu, ale praktycznie najdalej, bo dostać się do niego można jedynie obchodząc dom dookoła. Co więcej jest szczelnie otoczony przez żywopłoty i w sumie najmniej go widać. To sprawia że stał się odrębną przestrzenią i można w ogóle go nie oglądać. Stąd mój chytry plan by pozostawić go samego sobie. I w sumie przez ten sezon nawet nie bardzo odczuwałam jego brak…. choć czasem kiedy wpadałam zerknąć jak zarasta i popada w zapomnienie odkrywałam że właśnie przekwita jakaś piękna peonia, lub hortensja … że takie wielkie i piękne były naparstnice w tym roku. No i wtedy pojawiała się nuta żalu i smutku że przecież sadziłam tu tyle pięknych roślin i może warto by było się nimi cieszyć a nie dać się satysfakcję powojowi że ma się po czym piąć.
No więc do rzeczy, od czego by tu zacząć … hmmm kiedy zapuszczony ogród przypomina dżunglę pełną lian. Najlepiej wyposażyć się w maczetę i karczować… Przyjmując że w naszej szerokości geograficznej zamiast maczety popularna jest kosa, sierp i współczesny sekator tak uzbrojeni wkroczyliśmy do ogarnięcia masy zieleni za dworem. Przyznam że musiałam wziąć pomocnika bo sama nie dałabym rady w pojedynku z zieloną masą.
Etap pierwszy: koszenie i karczowanie.
Nie poszło tak bardzo źle. Po całym dniu spod plątaniny powoju i masy chwastów wyłoniły się altany i przestrzeń którą zajmował trawnik a obecnie dziki chwastnik. Dało to możliwość zaplanowania kolejnych ruchów i wytyczenia nowego układu.
W trakcie sezonu podjęłam decyzję że „remont” ogrodu będzie w 2011 polegał na poprawieniu tarasu południowego czyli części najbliżej dworu. Taras był wyżej niż oko trawnika południowego i łączył się z nim za pomocą schodków. Z tym że po latach ( minimum 80 ) cała skarpa tarasu zaczęła zlewać się z trawnikiem, a schodki rozjeżdżać na skutek słabych fundamentów i ubytku ziemi która je trzymała w pionie.
Do tego resztki altany i krzewy o wątpliwej urodzie powodowały że widok tarasu był zupełnie nieczytelny.
Etap drugi: Wyznaczenie granicy nowej skarpy.
Taras trzeba było trochę przesunąć względem jego poprzedniej granicy. Niestety by wylać fundament pod porządny murek oporowy konieczne było poszerzenie tarasu o 70 cm. Bo na trasie wzdłuż starej granicy zaległy rury od kanalizacji. Ehhh ta współczesność.
Etap trzeci: Kopanie rowów na fundament.
To męska rzecz, nie wtrącam się do głębokich dołków, choć w trakcie tej fantastycznej budowy miewam własne ;) .
Wytyczone fundamenty rozszerzają się ku głównym schodkom.
Schodki też wymagają solidnego remontu. By doprowadzić je do stanu świetności trzeba by je było rozebrać i zbudować jeszcze raz na solidnym fundamencie, ale to nie wchodzi w grę. Co więcej z zewnątrz były pokryte jakimś "szlachetnym" z wyglądu tynkiem betonowym. Niestety ten tynk popękał i odłazi a ja nie wiem jak go powtórzyć by znowu schodki były takie gładkie i eleganckie....
Ogrom pracy już za Tobą, mi już na tym etapie bardzo sie podoba :)
OdpowiedzUsuńPatrząc na Twoje zdjęcia to czuję się jak w jakimś magicznym, zaczarowanym ogrodzie.
Serdecznie pozdrawiam
Zapowiada się niesamowicie!
OdpowiedzUsuńDziękuję!
OdpowiedzUsuńMagiczny ogród teraz trochę stracił magii na rzecz artystycznego, twórczego nieładu ;)