piątek, 28 września 2012

Oranżeryjnie ....


Znacie bajkę o Jasiu i magicznej fasoli?
Tak tak tej fasoli która rosła aż w niebiosa do królestwa olbrzyma. A więc dziś trochę o takiej fasoli. Zajęło jej ciut więcej niż jedną noc by wyrosnąć pod same niebiosa, czyli sufit. Gdyby nie dach oranżerii zapewne poszybowałaby do baśniowej krainy. A zresztą czy to ważne, czy ktoś będzie zwracał uwagę na to czy to fasola, tykwa czy wilec? I dokąd dorosła? Istotne jest to że zarosło, zdziczało, zwariowało, wypełniło sobą całą przestrzeń a na koniec, zakwitło a nawet zaowocowało!
Uchylając drzwi tej tajemnej krainy.





A ja w tym wszystkim, no cóż, zatraciłam się w gęstwinie listowia, zagubiłam jak w dzikiej dżungli, zaszyłam, zdziczałam też na pewno ciut ciut ;)  Chyba musicie mi uwierzyć że rosnąca fasola porwała mnie w górę i nie chciała puścić, skoro milczałam miesiąc!
Czy na koniec wróciłam z kurą która znosi złote jaja? To niestety dopiero się okaże, bo bajka się nie skończyła....







Historia zaczęła się w marcu kiedy w ziemi wylądowały nasiona roślin, które dziś sięgają sufitu. Już kiedyś pisałam o pnączach w oranżerii i do tematu wrócę, bo pojawiło się kilka nowości.
Od zeszłego roku zmieniło się sporo również w technicznych kwestiach. Od wiosny mam możliwość otwierania okien w dachu i ścian bocznych, więc temperatura i cyrkulacja powietrza bardzo się poprawiły. Co więcej eksperymenty z ziemią w donicach też dały pozytywny efekt.
No i w szczycie sezonu roślinność w oranżerii po prostu eksplodowała, jak magiczna fasola.





Tony wody, zawrotne ilości nawozów (głównie gnojówki z pokrzywy i skrzypu) i efekty jak widać.






Nie obyło się bez problemów, najazdów przędziorków i ataków mszyc. Ale i tak spektakl nie został bardzo zakłócony.







Kiedy już wszystko rozwijało się w najlepsze, przyszedł czas na wspinaczkę po kurę znoszącą złote jaja ;)
Jak poszło? Chyba nieźle w każdym razie przeszliśmy chrzest bojowy z którego mogę powiedzieć że jestem zadowolona. Kura jeszcze biega nieschwytana, ale chyba nie chodzi o to by już ją trzymać w garści, ale wiedzieć że ona gdzieś tam w ogóle jest.
Uchylając rąbka tajemnicy.... zajrzyjcie sobie tu:
http://tomekkurzydlak.com/
Bardzo mi miło że doczekałam się takiego wpisu ;)))
Dzięki Kasi i Pawłowi zrobiło się słodko i romantycznie na jeden wieczór ;))))







Mniej różowo ale również uroczo czyli Oranż w zastosowaniu praktycznym ;) .





Praktycznym to praktycznym, po co tracić miejsce na stole na kwiaty?
Kiedy można je mieć pod stołem? ;)))


A nawet w łazience ;)



I nocą kiedy wszystko nabiera smaczku..









Efekt uboczny tej fasoli to kompletny brak czasu, a na koniec i energii. Ale sezon dobiegł końca i mam widoki na czas dla siebie, bloga i innych przyjemności.

Jestem bardzo ciekawa jak się podoba Oranż w zastosowaniu?