poniedziałek, 19 stycznia 2015

O wolności korzeni czyli o tym jak się drzewa stare przesadza….


Nie ma świętości żyjemy w takich czasach że wszystko lub prawie wszystko jest możliwe…. Z biegiem dni i kolejnych innowacji do lamusa odchodzą ludowe mądrości…zresztą coraz mniej ludzi wie co to jest lamus…

Siedzę sobie na kanapie i patrzę na marniejący w donicy kwiatek z serii „trochę egzotyki na co dzień”  który dostałam od sąsiadki. Ten kwiatek zapewne myśli sobie:  co za cholera wymyśliła doniczki przez które musi cierpieć w przyciemnym pokoju domu gdzieś na dalekiej północy gdzie śnieg potrafi padać i temperatury ujemne zdarzają się przez pół roku ….  Przecież on jest z tropików gdzie padają ciepłe deszcze i słońce uszczęśliwia promieniami przez większość dni.

Gdzie wolność korzeni i swoboda wzrostu? Gdzie niczym nieskrępowany luz? Do góry? na boki? Gdzie się chce i jak? Brak proszę Państwa…ale mimo tych przyciasnych butów jakoś się żyje…byle do wiosny. To może nawet bezpieczniejsze niż żywot na wolności…bo zawsze można na swoim stanowisku spotkać człowieka który chce coś poprawić…raz lepiej, raz gorzej...

A człowiek poprawia i zmienia na potęgę…chce mieć ładną i ułożoną przyrodę za oknem ale bez owadów, wiadomo że są obrzydliwe…. no może z wyjątkiem motyli i biedronek, z drzewami ale takimi które nie „śmiecą” liśćmi, bo trzeba sprzątać itp. Itd. Znacie to prawda?
Teraz kilka kilometrów od bagienka budują wielki węzeł komunikacyjny w środku lasu ….sami wiecie co to oznacza…był las nie ma lasu. No bo miasto stołeczne ma wymagania… drogi szerokie jak stolnice muszą być…
Szkoda tego lasu, drzew które rosły tam spokojnie od lat 50 XX wieku. Może to nie jest wiekowa puszcza ale smutno się patrzy jak szybko można rozprawić się z roślinami które potrzebowały tyle czasu i szczęścia by dożyć do dziś….a raczej do wczoraj…


Las Sękociński może nie jest stary ale ma swoje smaczki, uroki i ciekawostki…Jedną z nich była działka przy samym skrzyżowaniu szosy „Krakowskiej”  w Magdalence. Tam ktoś wiele lat temu, pewnie przed wojną? lub tuż po?? Miał ogród w którym sadził nietypowe gatunki. Mikroklimat sprzyjał tym eksperymentom bo po wielu latach przy ruchliwej drodze stał sobie spokojnie pokaźny Kasztan jadalny. Przyznam że nie znałam drugiego tak dużego okazu w okolicach Warszawy. Nie mamy tu na Mazowszu  klimatu dla tego gatunku. W przeciągu lat drzewo pokrywało się,  w drugiej połowie lipca aż do początku sierpnia, swoimi przypominającymi wybuchy fajerwerk kwiatostanami. Zawiązywało puchato-kolczaste jeże owoców.
 Było super aż do początku grudnia…



Wyrok zapadł już dawno ale kolejne lata kradło się nieświadomie. To że wokoło miasta będą obwodnice i drzewo stoi na ich terenie to nie jakaś nowość…
Niestety zachciało mi się wyjazdu do Pragi i przegapiłam moment karczowania lasu. Tak więc po powrocie z drzewa został boleśnie sterczący kikut. Nie muszę Wam tu się rozpływać we łzach że zrobiło mi się wyjątkowo przykro. Poszłam odwiedzić Kasztana i wtedy odkryłam że ten przy samym pniu ma małe i większe odrosty korzeniowe!



No i zrodziła się myśl szatańska…zabrać  tą pozostałość po drzewie do Moczarowego….
No i rozdzwoniły się telefony we wszystkich biurach budowy….
„Proszę Pana czy mogę zabrać pewną karpę…?”
O dziwo na hasło to „Kasztan jadalny” wszyscy miękli…
„Naprawdę Proszę Pani Kasztan… no faktycznie szkoda… może Pani wziąć karpę….my ją będziemy wyrywać i tak wszystkie drzewa będą usuwane….”

Trzeba było ją tylko oznaczyć czerwoną kokardą i dogadać się z operatorem koparki.
Przestałam godzinę w zgliszczach lasu czekając jak Pan skończy pracę na odcinku, by z nim porozmawiać. Patrzyłam jak wielka niczym mityczny smok maszyna wyrywa karpy jakby były młodymi marchewkami  w pulchnej ziemi. Te korzenie zatopione głęboko w piaszczysto gliniaste podłoże poddawały się lekko i bez walki. Rosła wielka sterta uwolnionych karp, a w parę godzin zapanowała prawdziwa pustka.



Operator wielkiego potwora na gąsienicach okazał się prawdziwym mistrzem swojego fachu. Nie tylko rozumiał moją prośbę to jeszcze swoją profesję wykonywał z niesamowitą precyzją i wiedzą.
Ustaliliśmy że obkopie karpę a potem delikatnie ją podniesie. Ale kiedy już doszło do godziny zero, żeby było weselej, dowiedzieliśmy się że drzewo rośnie na linii gazu lub tuż obok niej. Ustalenie gdzie ów gaz leży polegało na tym że przyszli panowie popatrzyli na mapę a bardziej na kierunek wiatru i stwierdzili „chyba tu” No więc o obkopaniu karpy mogliśmy zapomnieć.






Nie tak się drzewa stare przesadza… są współczesne technologie polegające na stopniowym podcinaniu korzeni, często kilkuletniemu tworzeniu nowej bryły drzewu. Podcinaniu konarów by to co pod ziemią mogło wyżywić to co ponad powierzchnią. Proces długi, żmudny i często okupiony niepowodzeniem. Choć widziałam drzewa nawet bardzo duże i stare które zostały z sukcesem przesunięte z placu budowy.  Nasz bohater nie miał tyle szczęścia, zresztą co tu się oszukiwać nie miałbym na taki proces (kosztowny) środków…nie było też czasu, trzeba było działać szybko tu i teraz.

Wydawać by się mogło że tak wielka maszyna jak 30 tonowa koparka nie jest urządzeniem dokładnym i delikatnym…ale wbrew pozorom ukrytą silę jaką posiada w odpowiednich rękach może przełożyć na pracę której efekty mogą zadziwić.
Nie wiedziałam że można wyrwać tak wielgachną karpę z taką delikatnością, praktycznie jej nie uszkadzając. Linia gazu którą mieliśmy nie naruszyć okazała się zbawienna i pomocna bo drzewo nie puściło typowego dla siebie korzenia palowego, tylko rozpłynęło się na boki.

W strugach lodowatego deszczu stałam i parzyłam na cały proces z wypiekami na twarzy!
Potem trzeba było tylko przewieść drzewko na nowe stanowisko i wsadzić….Absolutnie banalne z karpą o wadze ponad 2 tony…A wszystko 23 grudnia kiedy ludzie mają w głowie tylko świąteczny pośpiech.

Dziękuję Wszystkim którzy mi tego dnia pomogli…nad tym drzewem chyba jakiś niezwykły duch się unosił. Projekt poszedł tak gładko że trudno mi było uwierzyć w to co się stało! W ciągu godziny było już po wszystkim a gigant spoczywał na oranżeryjnym trawniku gotowy do posadzenia.

Sadziliście kiedyś drzewo tego gabarytu?




Do drobiażdżku konieczna była kolejna wielka maszyna i kolejny zdolny operator.
Da się? Szczególnie w Wigilię Bożego Narodzenia! Jeśli się jest drzewem magicznym to TAK! Znów zadziałało hasło „kasztan jadalny”. 














Teraz kiedy karpa zamieszkała w nowym miejscu dobry duszku który dopilnowałeś tego cudownego przeniesienia, sprawiłeś że wszyscy chcieli pomóc, pogoda była wymarzona i że się udało, spraw by drzewo mimo tylu przejść ożyło. Niech ukryte w karpie życie starego mądrego drzewa wykiełkuje w niewinnym pędzie który stanowił dla mnie jedyne światełko w tunelu…że warto było się kiwać, walczyć, starać, prosić…


O trzymanie kciuków proszę i Ciebie czytelniku!
Do pełni ten „projekt” potrzebuje jeszcze trochę szczęścia!