sobota, 31 marca 2012

Rozsada roślin jednorocznych

Powoli staje się tradycją że wiosną ogarnia mnie szał siania. W zeszłym roku lista była długa i sadzonek sporo, może nawet ciut za dużo. W tym roku postanowiłam ograniczyć swoje zapędy do roślin które będą mi wyjątkowo potrzebne. Tak więc w pierwszej kolejności pojawiła się rozsada jednorocznych pnączy do oranżerii.  Generalnie obiecałam sobie że ten rok będzie należał do sezonowych piękności i to ich nasiona wylądowały jako pierwsze w ziemi.
Nie da się ukryć że rośliny przeznaczone do wysiewu można w prosty sposób podzielić, na takie których nasiona są spore i dają się wysiać pojedynczo, oraz na takie które z racji maciupkich gabarytów są zawsze skazane na przepychanie się w doniczkach z licznym rodzeństwem.
Do tych pierwszych używamy zazwyczaj małych doniczek przeznaczonych do wykonywania rozsad.
A wyglądają one tak:



Idealnie sieje się w nich takie rośliny jak np. fasolniki, thunbergie, wilce, tykwa.
By szybciej uzyskać młode siewki warto nasiona namoczyć w ciepłej (nie gorącej) wodzie przez 12-24h

Te nasiona których gabaryty przypominają ziarna piasku najwygodniej siać do kuwetek lub skrzynek.
Czyli tak:


Tak przygotowaną rozsadę skrupulatnie opisujemy.
Zawsze wydawało mi się że nie cierpię na sklerozę, ale niestety jak coś wysieję po chwili naprawdę nie pamiętam co wylądowało gdzie. O ile nie mam wiedzy o wyglądzie spodziewanej siewki, zaczynają się schody. 
Mam jeszcze jeden odwieczny problem z moimi rozsadami. Młode roślinki potrzebują temperatury około 18 stopni by wykiełkować, a potem dużo światła. I tych wymagań nie mogę spełnić u siebie w domu. Albo rośliny mają ciepło i mieszkają u mnie po kątach w domu, albo mają widno. Z racji starego domostwa, okna mam specyficzne, a parapetów brak. Przez małe szybki światło wpada już mocno rozproszone i rozsada wyciąga się niemiłosiernie. Z takich siewek nie ma pożytku. 




By jakoś zaradzić temu, kupione zostały inspekty. Stoją sobie więc na styropianie w nieogrzewanej oranżerii a na noc nakrywam je agrowłókniną. Tyle mogę zrobić dla małych roślinek. Choć te zimne noce na pewno ich nie uszczęśliwiają.
Mimo tego wschodzą.



Część z roślin, do czasu skiełkowania, mieszka w domu i dopiero jak wysuną swe wątłe łodyżki z ziemi zabieram je na spacer do światła.
Lubię przyglądać się temu pędowi do życia, malutkich istotek, niby niewinnych i delikatnych ale tak naprawdę silnych i zdeterminowanych.
Tu akurat siewki Titonii





Są wśród tych maleństw prawdziwe rarytasy, dla przykładu cudem zdobyte nasiona Verbena bonariensis
Nie spotkałam ich w Polsce, a te które wysiałam pochodzą z Paryża.


Po jakimś czasie siewki rosną i stają się coraz większe. Tu werbena ogrodowa w dużej ilości, siana z własnych nasion.



lub szałwia.


Minusem siania drobnych nasion do kuwet jest konieczność pikowania rozsady. Przy takim zagęszczeniu rośliny nie mają szans rozwijać się prawidłowa a co za tym idzie rosnąć.
Inna sytuacja ma miejsce z roślinami posadzonymi pojedynczo. Tu wystarczy jedynie przesadzić je w większe doniczki, kiedy się rozrosną.


Kolejną ważną kwestią jest ziemią w jaką wrzucamy nasiona. Mysi być możliwie jałowa, czyli pozbawiona nawozów oraz drobnoustrojów.
Przyznam się że osobiście nie dbam o odkażanie ziemi używanej do siewu. Choć wiem że to zwiększa ryzyko niepowodzenia i chorób. Potem dla kurażu nawożę, większe sadzonki, gnojówką z pokrzywy by odpędzić "złe moce". Wychodząc z założenia że trochę selekcji naturalnej, na początku, nie zaszkodzi. W sumie, jak ma coś daną roślinę dopaść, to i tak ją dopadnie. Może lepiej jak to się stanie na poziomie siewki niż dużej i odchowanej w sterylnych warunkach rośliny.
Zieloniątka rosną rosną i jeszcze raz rosną ;))) Lato zapowiada się kolorowe!




czwartek, 29 marca 2012

Magia wiosennych promieni słonecznych

Zrównanie dnia z nocą to przełomowy moment dla zmian pór roku. Kiedy przybywa nam światła wszyscy czujemy się jakoś lepiej. Myślę że tak było, jest i będzie. A świadczyć o tym może TO:



Kiedy noc zrównuje się z dniem, we dworze jesteśmy świadkami magicznego momentu, kiedy promień zachodzącego słońca przeszywa dom, przechodząc przez wszystkie pokoje będące w amfiladzie i kończy bieg na drugim krańcu budynku. Ten widok jest niesamowity i świadczy o niezwykle intencjonalnym posadowieniu budynku. 
Najlepszym momentem do oglądania tego spektaklu jest wiosna, kiedy brak liści powoduje że światło może swobodnie pomknąć przez okno i oświetlić kolejne pokoje. Dwór ma 36 metrów długości więc nie jest to podróż krótka.


W tym roku dzień w jakim promień dokładnie przeszedł swą drogę, był ciut zbyt pochmurny.
By całość zagrała jak trzeba, dzień musi być słoneczny a powietrze od horyzontu klarowne, bez mgły ani chmur. To nie dzieje się często, szczególnie że TEN dzień jest tylko jeden. W okolicach zrównania dnia z nocą, słońce owszem przechodzi przez pokoje ale już nie tak. Jego kąt się zmienia i nie pada ono tak bezpośrednio.


Użycie światła do wyznaczenia osi domu i posadowienia go dokładnie na linii wschód-zachód ukazuje jak bardzo przywiązywano wagę do roli stron świata i operacji słonecznej. Życie w historycznej przestrzeni uczy, że dawnej ludzie naprawdę dokładnie analizowali swoje otoczenie i nic nie powstawało bezmyślnie. Takie ustawienie domu miało swoje zalety, ale też dostarczało mieszkańcom pewnych sygnałów płynących z przyrody, od której bezpośrednio zależeli.

środa, 21 marca 2012

Pierwszy dzień wiosny i refleksje po pierwszym wiosennym weekendzie...

Końcówka zimy była bardzo wiosenna. Miło, ciepło słonecznie...
To też było powodem mojego blogowego milczenia, wsiąkłam w ogrodzie (choć nie tylko).
Po zimie porządki już prawie skończone. Sami rozumiecie że ogród wymaga poświęceń. By mieć o czym pisać musiałam zabrać się za niego porządnie, bo wołał o pomoc z każdego kąta jednocześnie.

O wyjątkowej ciepłej i słonecznej pogodzie, która była w zeszły weekend, trąbiły chyba wszystkie media, już od połowy marca. Miałam więc chytry plan by tą sprzyjającą aurę wykorzystać na dokończenie ciągnących się porządków pozimowych.
Dobry plan nie jest zły, jak każdy wie. Tak więc w sobotę od rana wyległam do ogrodu. Faktycznie było uroczo, słonko świeciło, wiaterek delikatny i ciepły. Nic tylko oddawać się miłym i relaksacyjnym pracom na świeżym powietrzu.
Około 8 rano okazało się że większość moich sąsiadów (do których mam na szczęście dość daleko) powzieła takie same postanowienie jak moje z tą drobną różnicą że wyciągając sprzęt mocno zakłócający ciszę.
Jeśli myślicie że dźwięki wiosny na wsi to romantyczne trele ptasie, to wielce się mylicie. Wiosna oznacza cięcie i rżnięcie... a więc piły spalinowe w dłoń i tniemy co się da. W zimie, najwyraźniej człowiek wsi podejmuje decyzje że żywemu, jak i suchemu, nie przepuści i jak tylko słonko przygrzeje dokonywany jest mord na czym się tylko da. Krzewy, krzaki i drzewa z których każde jest oczywiście owocowe (wycięcie bez pozwolenia) Bo nie od dziś wiadomo że gruszki rosną na wierzbie.... idąc tym tropem większość drzew jest owocowa więc co za różnica.
Dźwięk piły spalinowej doprowadza mnie do wiosennej nerwicy w jakieś 10 minut. To dość poważny zakłócacz mojego dobrego wiosennego nastroju. Kiedyś za wszelką cenę starałam się dowiedzieć co tną i czy mogę coś z tym zrobić....Dziś już wiem że w naszym kraju raju póki nie zmieni się mentalność, nic nie da się zrobić. Toteż około 9 miałam już na uszach zestaw ogłuszający ogólnie.
Poszło gadko, i już się wydawało że jest nieźle ale.....
Wiosna to czas największej frajdy dla człowieka wsi. Jedni grabią i kompostują jak ja, inni palą! podpalają! a na koniec płoną. Czy pierwszy ciepły suchy weekend mógłby zostać zaprzepaszczony? O nie!
Straż pożarna wyła non stop, około 12 powietrze było sine od dymu a po horyzoncie można było wnioskować że cała Polska płonie. Jesteśmy dla siebie największym zagrożeniem, i nikt, żadna wojna, tyle nie jest w stanie zniszczyć, co my sobie sami....
Dym zapędzany z każdej strony zaległ nad Moczarowiskiem dusząc mnie totalnie. Około 13 miałam już głowę jak banię i oczy jak królik. Nie dali mi szansy.
Wiem jedno, następnym razem kupię sobie maskę gazową i zatyczki do uszu, by korzystać z tych pierwszych wiosennych, pięknych dni. Inaczej pozostaje mi zabarykadować się w domu.
W Niedzielę było już po wielkiej wojnie, zgliszcza dymiły, kikuty martwych drzew bielały w oddali....
To był znak że można nieśmiało wyściubić nos z domu. I zobaczyć czy wiosna przyszła.
Donoszę uprzejmie że tak! Małe co nie co już zakwitło. W sumie to nic nowego ale zawsze jakiś żywy akcent.
Ranniki



Pierwsze krokusy,



Przebiśniegi całymi kępami



i ciemierniki




i na deser przylaszczki mikruski


Ale nim doszukałam się oznak życia, które powoli się budzi od początku miesiąca. Zrobiłam też przegląd suszu który z bliska okazuje się nie mniej piękny jak żywe kwiaty...
Oto przykład studium bolesnego zwinięcia... agonia po ataku mrozu?
Suchy liść tykwy.




Krwawniki mocna "przetrzepany" kaprysami pogody.


Moja ulubienica jerzówka która w tej wersji jest bardzo urocza ale zdaje się że chcąc oglądać jej suche kwiatostany naraziłam się na "wysiew totalny" i ilość jerzówek w kolejnym sezonie trochę mnie przerośnie....



A te gwiazdeczki to aster, czyż nie są słodkie?


Co tu ukrywać, może mamy już wiosnę ale ciągle dominują berze i brązy a suche nad żywym, ale jak dalej utrzyma się tak przyjemna aura to lada dzień proporcje zaczną się odwracać...

piątek, 9 marca 2012

Mnożenie szczęścia.


Kiedy jest się małym dzieckiem świat jest jakiś piękniejszy...
No i niestety odczuwam to teraz na swojej skórze. Jak miałam kilka lat, małe rzeczy dawały wielką radość. Tak było z rosnącymi w ogrodzie roślinami cebulowymi. Tamten ogród a obecny to dwa bardzo odmienne ogrody. Ale mimo tych różnic, w tym sprzed lat, były rośliny wczesnowiosenne. Kilka kępek narcyzy, trochę krokusów, pięć na krzyż, niezjedzonych przez nornice tulipanów, ot to był cały majątek.
Ale z jaką radością odnotowywało się fakt wychylania się pierwszych kiełków spod ziemi,
trudno to opisać. Poszukiwania wiosny zaczynało się od marca a wyrastające rośliny cebulowe miały wtedy szczególne znaczenie, i to ich pojawienie się dawało najwięcej radości.

Narcyz


Cebulica


Hiacynt



Człowiek bywa naiwny i wydaje mu się że jak będzie miał czegoś więcej to będzie odczuwał też więcej pozytywnych emocji. Tak samo myślałam dosadzając w ogrodzie mnóstwo roślin wczesnowiosennych.
Przez ostatnie dwa lata przybyło prawie 2000 cebul krokusów, narcyzy, hiacentów czy czosnków.
Czy to uczyniło mnie 2 tysiące razy szczęśliwszą???
Niestety nie. Szkoda że to tak nie działa...

Krokusy



Narcyzy



Tamte kiełki miały jakąś magiczną moc, której zdają się nie mieć obecnie sadzone. Nie zmienia to jednak faktu że ogród dzięki tym dodatkowym roślinom wiosną stał się o wiele bardziej atrakcyjny.
No i kolejny raz doczekałam się, że owe kiełki wyrastają z ziemi. Tu i tam coś się zieleni.
W oranżerii w donicach pojawiły się posadzone jesienią tulipany. Każda odmiana ma inny kiełek. Jedne są cienkie i w kolorze żółto-czerwonym, inne grubaśne i sino zielone a kolejne z fioletowym cieniem. Do wyboru do koloru. Z niecierpliwością czekam jak zakwitną bo są wśród nich żółte i fioletowe odmiany, a także sporo różowych i pomarańczowych.








To pierwsze od kilku lat tulipany na jakie się zdecydowałam. Skrzętnie schowane przed nornicami, w oranżerii mają dużą szansę dodać koloru w wiosenne dni. Może jednak trochę podniosą poziom szczęścia …. mają na pewno na to szanse.
Na razie koloru dodają pufy i Bee, suka luksusowa, która nie cierpi przedwiośnia i brzydzi się błota oraz wody. Z racji że kocha ciepło i słońce to w oranżerii w słoneczny dzień warunki są dla niej znośne.  No da się przekonać że warto czasem nos wyściubić z domu...





poniedziałek, 5 marca 2012

Cienka granica dwóch światów

W ogrodzie trwa wojna. Od kilku dni mróz atakuje nocą a słońce odbija zajęte obszary w dzień. Przed dworem trwa wieczna zmarzlina. Od północnej strony mróz jest skrzętnie schowany przed atakami promieni słonecznych. To trochę ratuje sytuacje bo o tej porze zwyczajnie droga dojazdowa zamienia się w grząskie błoto. Dzięki tej nierównej walce można suchą nogą przejść do domu. No cóż uroki dróg gruntowych są powszechnie znane. Mieliśmy już w tym roku przedsmak tych "zalet" i bez kaloszy nie dało się wystawić nogi poza ganek.
Ale tam gdzie promienie słońca dochodzą zrobiło się naprawdę wiosennie. Można powiedzieć że w znaczącej części ogrodu wygrało życie. I spod suchych, martwych badyli wychylają się pierwsze kwiaty.
Można więc oficjalnie ogłosić że mamy w bagienku przedwiośnie pełną parą. Czyli słońce powoli wygrywa tą batalię...
Zapowiedź lepszego jutra...
Krokusy


Narcyz


No i białe śnieżyczki o których pisałam już w zeszłym roku tu w temacie przebisniegi
W tym roku bardzo się spieszą, w niektórych miejscach już kwitną w innych dopiero wysuwają się spod ziemi, wyznaczając linię frontu wspomnianej wojny.





A w tym roku doczekałam się takiego cuda ....
Przebiśnieg o pełnych kwiatach. Wiem wiem że nie bardzo to widać ale muszę trochę poczekać jak da się go lepiej uchwycić. Teraz to mały "kurdupelek" i ledwo odstaje od ziemi.


Na rabacie skarpie wiosennie.
Po pierwsze płomienny akcent w postaci oczaru.


No i szczypta słonecznej żółci - ranniki


oraz ciemierniki białe


Co ciekawe nie są to te same jakie zdobiły ogród w grudniu i styczniu.
Na skarpie rosną obok siebie dwie kępy ciemierników białych. Jedna z nich to kompletna wariatka, druga zaś to rozważna dama. Kiedy pogoda dopisuje w zimie pierwsza daje popis swojej urody, ale jak przyjdzie srogi mróz, zawsze wiosną mogę liczyć na tą drugą. W kwietniu kwitną już obie, bo ciemierniki nie rozwijają wszystkich swych pąków na raz i zawsze, mimo chwilowej utraty kwiatów na skutek mrozu, pojawiają się nowe.


też ciemiernik tyle że cuchnący, za niedługo i on zakwitnie.


No i roślinka którą przyjechała do nas z wywrotką gruzu do umocnienia drogi. Wiem że to jakiś typowy zapychacz "skalniakowy" ale ja się na tych roślinach nie bardzo znam (jakoś skalniaki nigdy mnie specjalnie nie pociągały). Mimo tego ją przygarnęłam a ona przeżyła zimę i stworzyła ładną srebrną poduchę na murku w ogrodzie południowym. Chyba dostanie etykietkę "lubię to".


No i bazie :)) Bez których nie ma przedwiośnia.


A na koniec szarak który dobrze udaje wiosennego zajączka.