Sezon wegetacyjny 2012 chyli się ku końcowi. To dobry moment by podsumować ogrodowe osiągnięcia i porażki a tym samym ciut zacerować zaległe tematy.
O
pnączach już pisałam, ale czas do tematu powrócić. W tym roku
zaryzykowałam kilka nowości oraz dałam szansę roślinom które w
zeszłym roku się nie popisały. Pojawili się też pasażerowie na
gapę, którzy zrobili zawrotną karierę.
No
i od gapowiczów zacznę podsumowanie.
Wyka
ptasia to prawdziwa gwiazda, która po cichu wzrastała w pędach
chmielu. Agresywny, żarłoczny i wielki sąsiad wcale jej nie
zniechęcał i tak, drobinka i eteryczna piękność, stała się hitem
czerwca w Oranżerii. Rozrosła się okazale do 1,5m, zakwitła
bardzo spektakularnie a na koniec była gwiazdą w nagraniu do
programu „Maja w Ogrodzie”
Tak
to właśnie jest z tymi „delikatnymi kobietkami” trzeba na nie
bardzo uważać bo często tylko udają. Jak ona dała sobie radę z
chmielem jest to dla mnie niepojęte. Gorzej jej poszło z
przędziorkiem który okazał się trudnym przeciwnikiem. Ale po
pogromie odbiła i dalej ma się świetnie, co więcej pewnie tak się
będzie mieć aż do pierwszych solidnych mrozów.
Tak
to właśnie jest z karierą chwastów na salonach, czasem potrafią
się lepiej zachować niż nie jedna egzotyczna piękność.
Drugim
gościem z między, jest dziki wilec o białych kwiatach.
Szczerze go nie cierpię i tępię w ogrodzie. Potrafi zagłuszyć
wszystko, opleść, zakryć i zadusić a potem niewinnie wystawia
swoje białe kwiatki i wydaje mu się że mu wybaczymy ekspansywny
charakter. W przypadku Oranżerii faktycznie podziałało, ale musi
mieć się na baczności bo nigdy nie wiadomo kiedy mi przejdzie
słabość na jego wdzięki a zacznę go zwalczać.
Wybrał
sobie miejsce które było najmniej atrakcyjne a więc tylną ścianę
więc na razie mu pozwalam rosnąć, a jego białe kwiaty faktycznie
rozświetlały ciemniejszy zakątek. Ale we wrześniu dostał
mączniaka i ogromnie stracił na atrakcyjności.
Z
nowości w tym sezonie pojawiło się Cardiospermum. W zeszłym
sezonie nie wzeszło z nasion, zaś w tym uzyskałam kilkanaście
sadzonek więc rośnie w kilku miejscach.
To
urocze pnącze jest bardzo delikatne, ma pierzaste dość drobne
liście oraz kwiaty które najlepiej oglądać pod lupą z powodu
swych mikrych gabarytów. Ale już owocki są efektownymi zielonymi
balonikami zwisającymi po kilka na szypułkach. W miarę dojrzewania
stają się beżowe i trochę tracą na urdzie.
Pnącze
jest delikatne, łatwo więdnie i chyba jest dość żarłoczne.
Rosło naprawdę fajnie ale wiem że nie pokazało na co je jeszcze
stać. Z pewnością nie było zadowolone z morderczych letnich
upałów i może powinno rosnąć w bardziej gliniastej glebie.
Uważam
że z racji pięknych owoców warto do niego wrócić w przyszłym
roku.
na tle swych liści w akompaniamencie nasturcji kanadyjskiej.
a tu werbeny
Pojawiło
się też kilka spektakularnych powrotów roślin które w zeszłym
roku były kompletną klapą.
Na
pierwszej pozycji mina lolobata. Nie wiem co w tym roku było lepsze
niż w zeszłym, ale pierwszy sukces pojawił się na starcie, bo
wzeszła z nasion, dając sporo mocnych siewek. Potem rosła i
rozwijała się bardzo dobrze no i zakwitła, ba!!!! nawet dalej
kwitnie.
Naprawdę
jestem nią zaskoczona bardzo pozytywnie. Osiągnęła spore gabaryty
i osypana kwiatami stanowiła bardzo atrakcyjny widok. Na razie mam
sukcesy w uprawie tej rośliny co drugi rok, i naprawdę nie mam
pojęcia co decyduje o takim stanie rzeczy. Gdyby chciała co roku
być tak piękna jak w tym, byłoby miło....no zobaczymy.
Pałczatka to też powrót ale już nie tak spektakularny. Ale też w tym roku była ładniejsza niż w zeszłym. Zakwitła, nawet zawiązała swoiste owocostany ale w lipcu straciła rozpęd i w większości zmarniała. Może jej też zaszkodził upał?
Może nie widać tego na zdjęciach, ale jej kwiaty są dość okazałe i do tego w płomiennych kolorach pomarańczowych, czerwonych oraz żółtych. Osobiście wolę ją od miny ale jakoś ona nie woli mnie.
Nasturcja
Kanadyjska.
Z tą rośliną mam problem już drugi rok. Po prostu w jaśniejszych miejscach pali ją słońce. Poparzone liście dostają plam i wyglądają upiornie. Ale z drugiej strony zakwitła, wykorzystała chłodniejszy czas i pięknie odżyła. Pokryta ciekawymi kwiatami prezentował się dobrze a do tego w duecie z żółtą tunbergią stanowiła fajną kompozycję.
Ze
starej gwardii w tym roku Kobea zdecydowanie słabiej kwitła i nie
obrastała wszystkiego tak gęsto i pięknie.
Za to fasola ozdobna nie zawiodła! Była piękna gęsta i zielona, choć męczył ją przędziorek.
Na
koniec pokryła się długimi ozdobnymi strąkami.
A
do tego jej pomysły na znajdowanie sobie kolejnych podpór do
wspinaczki były naprawdę rozbrajające.
Nawet pięknie zakwitła w tym kloszu od lampy!
Jak
już o owocach mowa, to nie mogę nie wspomnieć o Tykwie
która w tym roku kwitła jak oszalała i zawiązał kilka owoców.
Niestety nie wszystkie osiągnęły wielkie gabaryty ale był wśród
nich taki wyjątek:
Co
najbardziej zaskakujące traktuję tą roślinę jako ozdobną z
kwiatów bo te są naprawdę duże więc fakt że nie jest obsypana
dekoracyjnymi owocami bardzo mnie nie razi, choć miło jest
popatrzeć na takie pękate gruszki jakie tworzy.
Tunbergia
mimo że nie wróżyłam jej dobrze, nie chciała rosnąć ani nawet
wzejść z nasion. Okazała się wielkim sukcesem. Urosła i
przeplotła się z winoroślą co dało bardzo piękny widok. Była
wprost osypana kwiatami. Zresztą dalej jest mimo połowy
października.
No i to nawet czasem takimi dziwnymi...
Taki rodzynek mi się trafił, jakby połączenie kilku kwiatów na raz.
Wilec
o błękitnych kwiatach w tym roku kwitł jak oszalały! I to już od
czerwca. W zeszłym roku uraczył mnie swą niewątpliwą urodą
dopiero z końcem września więc nie cieszyła się nim długo. Ale
tym razem pokazał się z najlepszej strony.
Ponieważ wspinał się po chmielowych słupach to na tle ciemnej zieleni jego wielkie niebieskie kielichy były cudownie wyeksponowane. Osiągnął ponad 8 metrów wysokości aż w końcu wyszedł górnym lufcikiem na dach oranżerii. Ale niestety dopadła go szara pleśń na którą okazał się bardzo wrażliwy, ale przynajmniej już wiem na co muszę uważać na przyszłość.
Tu na patio.
Azarina
okazał się pnączem żelaznym, nawet bardziej niż myślałam. Jej
nasiona nie zmarzły zimą więc zaczęła kiełkować z posadzki w
różnych miejscach. Zachowuje się w Oranżerii jak chwast i
zagłusza co się da. Zakryła cały parapet i w liściowej ziemi w
donicach osiągnęła grubo ponad 2,5 metra. Jestem ciągle pod jej
wrażeniem!
Mamy
też takich zieleniastych, którzy nie wykazali się niczym
szczególnym od dwóch lat. Do tej grupy zdecydowanie należy
Fasolnik. Rośnie, kwitnie a w tym roku objawił się w odmianach
barwnych: bordowolisnej i zielonolistnej. Sieję go dla urozmaicenia
kolekcji ale sama nie wiem czy jest tego aż tak bardzo wart.
Z
roślin o ozdobnych liściach, test na wytrzymałość przeszedł
pozytywnie coleus. Jestem w nim zakochana i będę z chęcią do
niego wracać. Tworzy piękne kompozycje z innymi roślinami w
oranżerii. I choć nie jest pnączem to nie mogę o nim nie
wspomnieć.
Moje, wyhodowane z
nasion, egzemplarze postaram się przechować przez zimę, ale
dokupię w przyszłym roku kolejne.
Ufff więcej grzechów nie pamiętam! Ale pobiłam swój niechlubny rekord pisząc ten post ponad tydzień!
Ciągle mnie coś odciąga, odrywam się tracę wątek i tak od kilku dni. Może to sprawka jesieni?
Pozdrawiam ciepło!
A na koniec chmielowe kwiaty!
Ciekawy post, edukacyjny, piękne rośliny, wspaniałe zdjęcia ... warto było czekać.
OdpowiedzUsuńU mnie z pnączy bardzo dekoracyjna jest kobea, obsypana jest mnóstwem kwiecia do tej pory, aż żal, jak przyjdzie mróz. Wpleciony w nią wilec wkurzał mnie zwieszaniem liści w słońcu (cwaniak broni się przed utratą wody) i na murze już go nie będzie.
Nasturcja kanadyjska piękna - u mnie straszliwie żarły ją liszki.
Fasola też się sprawdziła, teraz ma olbrzymie zielone strąki.
Kardiospermum dość marniutko, ale warto było bo owocostany śliczne, wysiałam je po raz pierwszy i jestem zauroczona.
Jak bym nie mogła podsumowania zrobić na swoim blogu, co?
Wracam do tego posta by delektować się i pewnie wrócę jeszcze razy kilka.
Buziaki
PS. Cały czas siedzę na Mazurach, szaleństwo przetwórcze trwa, na nic nie mam czasu
Widziałam Twoją kobeę naprawdę olśniewająca. Niestety wilec jest fajnym towarzyszem ale potrafi robić takie psikusy o jakich piszesz!
UsuńDziękuję Ci za ten wpis fajnie dzielić się swoimi doświadczeniami!
Jak Ty pięknie piszesz o swoich roślinach, tak z miłością... Ja też się delektuję Twoimi postami ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Wiesz takie liściaste dzieci, czasem grzeczne a czasem niesforne ;) zdarza mi się że wzbudzają moje skrajne uczucia ;)
UsuńJa też pozdrawiam Ciebie serdecznie!