Ostatni mój post pojawił się w maju …tyle miesięcy milczenia…Pisałam
go NIE ze stanowiska dowodzenia w Moczarowym Ogrodzie a z Grackich Aten. Wybrałam
się tam na krótki urlop, który zapoczątkował wakacyjną serię i przysłużył się ciszy jaka zapanowała w blogowych pieleszach.
A dziś znowu jestem w
Atenach i skoro tamtym razem się udało usiąść i napisać post to i tym razem się
uda BA!!! Może nawet spróbuję odczarować tą pustkę która zapadła na tyle miesięcy!!!
Bo tak naprawdę nie chciałbym by blog usechł do cna, jak zaniedbana roślina w
ciasnej doniczce.
Ale po kolei czas na skróconą spowiedź z miesięcy które minęły
mi jakoś niespodziewanie szybko…
Jaki to był rok? Powiem Wam szczerze trudny ale na pewno nie
zły. Mógł być gorszy bo ocierał się o ciężkie chwile, ale na szczęście finalnie
wszystko kończyło się dobrze. Życie na huśtawce nie sprzyja jednak twórczości,
choć jej nie wyklucza, mi jednak skrzydeł nie dodało. Zarówno jak chodzi o
pisanie i rysowanie oraz ogrodowe manipulacje był rokiem straconym co najmniej
w połowie. A szkoda!
Ale by nie zagłębiać się w czarnych wspomnieniach skupię się
na ogrodzie bo to on jest TU najważniejszy. Kiedy na początku roku, o ile
dobrze pamiętam w lutym, siedziałam na szklanką ciepłej herbaty i jakąś gazetą
wnętrzarską, moją uwagę przykuł artykuł o pogodzie. Jak wiadomo każdy posiadacz
ogrodu wie że ta może mu pomóc albo bardzo zaszkodzić. Nie pamiętam dokładnie
treści i nie jest ona zbyt istotna w całości, ale przekaz był jasny, że te lato
będzie burzliwe bo pewien prąd morski o słodkim imieniu el ninio namiesza jak
się da. Przeczytałam i uśmiechnęłam się
pod nosem bo przypominało mi to wróżenie z fusów, w momencie kiedy trudno jest
synoptykom przewidzieć pogodę na tydzień do przodu.
Na koniec maja i początek czerwca wybyłam się na wakacje i
to był mój pierwszy porządny urlop od 6 lat! Najpierw w Grecji a potem na
tropikalnej wyspie siedziałam jak na rozżarzonych węglach non stop sprawdzając
prognozy dla Polski i z przerażeniem odkrywając że czerwiec to pora
monsunowa!!! Co dziennie burza? El ninio oszalał!!! Kiedy wróciłam z urlopu i
po tych dniach wolnych zobaczyłam swój ogród…to było doświadczenie również pełne
emocji ;)
Moczarowy ogród zawsze jest pół dziki i nieokiełznany a jak
mu się da taką okazję by się rozpasał, to on tylko czeka by to wykorzystać.
Zachował się więc jak dobrze rozpuszczony bachor i postanowił ukarać mnie za
absencję. Pomogła mu pogoda która dostarczała w dużych ilościach napojów do tej
rozpusty.
A więc to co zobaczyłam po powrocie wydało mi się dziksze,
zieleńsze oraz bogatsze w szczegóły niż nie jedna puszcza tropikalna, ale też
ręce mi opadły, jak ja tego rozwydrzonego bachora doprowadzę do ładu i składu oraz czy
starczy mi sił?
Nie oszukujmy się popełniłam też kilka błędów które później
dały o sobie znać, mój urlop w szczycie sezonu też do nich należał. Bagienko nawiedziło kilka plag i nieszczęść o czym właśnie spieszę Wam donieść.
Największe głupoty i problemy człowiek często ściąga sobie
na głowę sam. Z działaniami ogrodowymi jest dokładnie tak samo jak z każdą inną
aktywnością. Czasem wpadamy na jakiś „świetny” pomysł który ma nam zaoszczędzić
pracy, czasu i pieniędzy a dzieje się zupełnie odwrotnie.
I ja w tym roku chciałam taki pomysł przetestować co okazało
się totalną klapą. Wzorem ogrodów angielskich w których często rośliny cebulowe
rosną na trawnikach tworząc piękne gęste łany postanowiłam moich trawników tak
jak to robią Anglicy nie skosić, aż liście moich krokusów nie zżółkną. No i to
był wielki błąd.
Już w połowie maja kiedy trawa wybujała a trawnik zaczął
przypominać rozbuchaną łąkę zaczęłam się zastanawiać nad słusznością tego
pomysłu, ale już i tak było za późno na
zmianę decyzji.
W czerwcu było jasne że nigdy więcej!!!
Oczywiście naszły mnie wtedy refleksje że Anglia ma ciut
wcześniejszą wiosnę i w maju to akurat trawniki są już skoszone a u nas okres
żółknięcia liści przeciąga się do czerwca i doprowadzenie murawy do normalnego
stanu zajmuję zbyt dużo czasu….
Inną bolączką z jaką ciężko było sobie dać radę w tym roku
to plagi owadów…mszyce rządziły w maju ale te jakoś chyba chłód i deszcze
pogromiły za to komary ….komary zostały na znacznie dłużej. Nie pamiętam takiej
inwazji tych uciążliwych krwiopijców. Były w tym roku tak straszne, że nie dały
cieszyć się ogrodem, gorzej nie dały nic w nim zrobić. Były bardziej spokojne
tylko w największe upały na słońcu. Ale w cieniu pozostając aktywne więc o
porządkach, pieleniu, przycinaniu można było jedynie pomarzyć. A więc nawet
wtedy kiedy mogłabym zacząć walkę z narastającym chaosem, pojawiały się
koszmarne trudności w wyjściu z domu…
A jak nie komary to kleszcze, multum kleszczy i to zainfekowanych
co najmniej babeszjozą o ludzkich wirusach i bakcylach na szczęście się nie
przekonałam.
Pierwszy raz zastanawiałam się czy nie złamać mojej żelaznej
zasady o nie stosowaniu chemii. Więc wyobrażacie sobie jak było źle? Chyba
najgorzej miały moje psy które większość tego czasu przesiedziały w domu a i
tak nie udało się ich ustrzec od złego.
A na domiar tego wszystkiego burze….w czerwcu prawie
codzienne w lipcu tylko ciut lepiej. Nie pamiętam takiego roku by prognoza na
10 dni do przodu zakładała burze w każdy kolejny dzień. Jako posiadaczka
starego parku, wysokich drzew, umieram ze strachu za każdym razem kiedy grzmi
na horyzoncie.
W tym roku grzmiało, lało, łamało i niszczyło. Jedna z burz
skończyła się tragicznie dla wielkiego konara starego kasztanowca, a co gorsze o
mały włos i dla mnie.
Po każdej silnej burzy trzeba zrobić obchód czy wszystko
wygląda na całe, co się połamało a co przewróciło. I tak też było po tej
czerwcowej silnej burzy. Kiedy doszłam do powozowni usłyszałam trzaski.
Brzmiało trochę jak wyładowania elektryczne. A okazało się że takie dźwięki
wydawało pękające grube drzewo. Padający konar upadł metr ode mnie i gdyby nie
to że odbił się jeszcze od dachu powozowni …nie byłoby najmniejszej szansy na
jakikolwiek nowy wpis na Moczarowym Ogrodzie.
Sami zobaczcie....
Muszę to przyznać że tegoroczne lato ugotowało mnie na
twardo i posypało suszonymi ziołami ;)
Czekałam na spokojną długą ciepłą jesień w nostalgicznym klimacie kiedy to
zrobię rachunek sumienia dlaczego w tym roku nic nie rosło tak jak bym chciała.
Czemu nie udało mi się zrealizować planów na zasiewy i sadzonki bylinowe, oraz
ogólnie obiecać sobie poprawę.
Ale nie był to rok zły dla ogrodu, nie można spisać go na
straty. Drzewa miały gigantyczne przyrosty, krzewy radziły sobie równie dobrze.
W sadzie nie był to rok jabłek ale za to takiego zatrzęsienia mirabelek i
porzeczek nie pamiętam od lat. Pierwszy raz też zaowocowała mi brzoskwinia i to
od razu tak obficie że aż uginała się pod owocami.
Kiedy minął magiczny próg października i wraz z jego
początkiem pożegnałam do następnego lata całe łany słoneczników i kosmosu to
wbrew pozorom odczułam ulgę. Pomyślałam sobie: to ja już państwu dziękuję, to
teraz spokojnie posprzątam, nawiozę i już wystarczy na ten rok. Może przyjść
zima ja mam dość!
Ale na szczęście zima wcale nie przyszła w październiku, nie
zrobiła tego w listopadzie i chyba w grudniu też sobie odpuściła. Miałam swoją
wymarzoną spokojną i nostalgiczną jesień z lukrową aurą i szumem spadających
kolorowych liści. Ten miły finał spowodował że udało mi się znaleźć to co
wydawało się zgubione.
Tak więc zapraszam ponownie do odwiedzin bo i ja melduję się
na blogowym stanowisku.
Jak miło, że jesteś! Pisz, czekam, pewnie nie tylko ja.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za czekanie to dla mnie bardzo ważne że jednak ktoś czekał :)
UsuńTak się zastanawiałam, gdzie Cię wywiało:)
OdpowiedzUsuńWywiało mnie tylko częściowo :)
UsuńDługo Cię nie było, ale powrót w iście imponującym stylu. Trudno zauważyć , że zostałaś ugotowana. Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością czytałam o minionym sezonie w Twoim ogrodzie.
mam nadzieję, że nie umkniesz znowu tak szybko.
Będę się bardzo starała trzymać fason, choć czasem zasypują mnie drobne sprawy a potem większe i stąd te okresy ciszy blogowej..czasem porostu trudno ze wszystkim nadążyć a mi się wydaje że teraz ten czas to naprawdę galopuje!!!
UsuńDobrze, że wróciłaś :) Każdy rok i każdy sezon w ogrodzie jest inny, przynosi nowe doświadczenia i nowe plany na przyszły. A tegoroczny faktycznie był bujny co widać na zdjęciach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Tak szczerze to był bujny ale nie taki piękny jakbym chciała dużo rzeczy zostało zapuszczonych a potem trudno to nadgonić.
Usuńno wreście:-)
OdpowiedzUsuńja się nie martwiłam, bo fejsik informuje mnie, jak to się obijasz po świecie i ogarniasz coraz większe stado, ale taki tropikalny, wilgotny, burzowy sezon musiał być rzeczywiście w Moczarach odczuwalny w sposób zmultiplikowany!
Oj tak fejsik to dobre źródło wiedzy :)
UsuńA sezon był morderczy :)
Dobrze,że jesteś! Serdecznie pozdrawiam,już świątecznie i noworocznie, żeby kolejny rok był lepszy od tego co mija. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńOj tak niech dla nas Wszystkich blogowiczów będzie piękny spokojny i spełniony :) no i leszy oczywiście :)
UsuńNaczekałam się, ale się doczekałam i to jest najważniejsze. Moje okienko na świat tęskniło za widokami parku, zieleni, kwiatów, drzew. "Więzień" miasta nie zawsze może wyrwać się w piękno przyrody, kiedy tego chce, dlatego takie opowiadania i zdjęcia pochłania się za każdym razem jednym tchem.
OdpowiedzUsuńWitam, pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego i oczywiście Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, a w Nowym Roku samych szczęśliwych wydarzeń!
Bardzo mi miło postaram się już nie robić takich przerw bo to faktycznie mało terapeutyczne dla więźnia miasta :)
UsuńTeż Ci życzę najlepszego w Nowym Roku oby częściej był czas na wypady na piękne łono natury :)
Witam !!! Bardzo się cieszę ,że wrociłaś. Pozdrawiam-Magda K.
OdpowiedzUsuńchoć ostatnio rzadko ślad zostawiam, to jednak czytam i nieodmiennie się zachwycam :)
OdpowiedzUsuńŻyczę spokojnych świąt :) radości i poczucia szczęścia :) niech w przyszłym roku będzie lepiej niż było, niech będzie piękniej i bardziej po Twojemu :) Wszystkiego dobrego :)
Bardzo dziękuję :) Wzajemnie też Ci życzę wszystkiego najlepszego!
UsuńJesteś przemiłą osobą i z obserwacji bloga Twoje plany i poczynania przypominają mi jedno przedsięwzięcie jakie podziwiam od wielu lat. Chciałabym się nim z Tobą podzielić http://petershamnurseries.com/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Dziękuję za komplementy bardzo mi miło :)
UsuńSamych dobrych dni w Moczarowym w nadchodzącym roku!
OdpowiedzUsuńMam też pytanie: czy mogę upublicznić zdjęcia z Moczarowego na swoim blogu. (co prawda nie zrobiłam ich wiele, będąc pochłonięta oglądaniem).
Czekam na nastepne posty!
Wzajemnie samych dobrych dni!!!
UsuńOczywiście że możesz udostępnić, mam nadzieję że mnie jeszcze odwiedzisz i będziesz mogła zrobić więcej zdjęć...no i może będzie bardziej uładzony ogród więc będzie więcej tematów do zdjęć.
fajnie że zrekompensowałaś milczenie i wracasz na stanowisko dowodzenial;) świetny blog;) patrzący na świat przez zielone okulary Michał
OdpowiedzUsuń:) miło patrzeć przez zielone okulary :) będę wspominała miniony rok więc trochę zrekompensuje to milczenie :)
UsuńJa również się cieszę, że nic złego się nie stało. Chętnie popatrzę na bujność roślin w Pani ogrodzie. Życzę pomyślności w 2014 roku. Wika
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia i odwzajemniam samej pomyślności życzę :)
UsuńŚwietnie piszesz, temat jest mi bardzo bliski,
OdpowiedzUsuńwspaniałe zdjęcia i super klimat,
z chęcią dodam Cię do mojej listy najlepszych blogów
http://blog-o-architekturze-krajobrazu.blogspot.com
:)
UsuńNiesamowite zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńLubie wracać po dłuższej przerwie do moczarowego ogrodu i spojrzeć w tą przestrzeń ,którą tworzą rośliny ,krzewy ,drzewa,okiełznane ściętym trawnikiem ,który już daje poczucie pewnej harmonii...Bardzo podoba mi się Twój ogród ,stary z historią i Twoimi nasadzeniami ,tworzącymi klimat ,jaki ogląda się zawsze z zapartym tchem ...I proszę ...jeszcze więcej zdjęć...:)
OdpowiedzUsuńLubie wracać po dłuższej przerwie do moczarowego ogrodu i spojrzeć w tą przestrzeń ,którą tworzą rośliny ,krzewy ,drzewa,okiełznane ściętym trawnikiem ,który już daje poczucie pewnej harmonii...Bardzo podoba mi się Twój ogród ,stary z historią i Twoimi nasadzeniami ,tworzącymi klimat ,jaki ogląda się zawsze z zapartym tchem ...I proszę ...jeszcze więcej zdjęć...:)
OdpowiedzUsuń