Mam ostatnio jakąś wielką trudność
w koncentracji uwagi i czasu na jednym zadaniu np. na napisaniu
czegoś na blogu. Z jednej strony to pewnie wiosna, z innej natłok
wydarzeń ogólno-życiowych.
Z góry więc przepraszam za moją
opieszałość w reakcji na Wasze komentarze i spóźnione relacje z
moczarowej wiosny. Pracuje nad poprawą ;)))
Co mam na wytłumaczenie. Bo zawsze się
coś znajdzie....
Po pierwsze mogę przedstawić Wam nowy
nabytek ogrodowy, a mianowicie
„Jego Wysokość MUR”
Kawał muru który powstał by
zasłonić, odgrodzić i być może kiedyś stać się budynkiem.
Na razie jest i spełnia swoje zadanie
dość sprawnie. Odgrodził to co było pozostałością starej
szklarni i sprawił że druga rabata oranżerii ma tło i oparcie.
Jestem niezwykle ciekawa czy druga rabata, teraz
będzie rozwijała się równie szybko i bujnie jak jej koleżanka
osłonięta przez budynek oranżerii. Niektóre rośliny już korzystają z tła... szare takie neutralne.
Taki „Pan mur” to spore wydarzenie
logistyczne. Cegła, piach, bloczek, cement, zaprawy takie i „śmakie”
oraz zbrojenia i druty. Wszystko musi przyjechać a potem poczekać
na swoją kolej zalegnięcia w murze. Ogród to musi jakoś znieść
i sukcesem jest jak jeszcze przypomina po tym wszystkim siebie. Tym
razem można rzec że się w miarę udało. Jest mur i rabaty tam
gdzie być powinny.
W trakcie powstawania wyglądał tak oto urokliwie:
a potem tak:
Od strony patio też zmienił się
widok i zamiast paneli drewnianych pojawił się bloczek z
fantazyjnym tynkiem. No bo taki gładki tynk kompletnie by nie
pasował do tych wszystkich gotyckich nierówności w tym do "panienki". Na razie samotna obrasta, nie w piórka, a w kwiatki. Niestety, jest dość chłodno i dywanik u jej stóp rozrasta się nie mniej kapryśnie jak pogoda. Ma być niebiesko kremowy ale chyba goździk brodaty wetnie się w to założenie bo raczył zawiązać pąki kwiatowe w trzecim roku uprawy. Więc u mnie to roślina trzyletnia, a nie dwuletnia.
A tak poza tym mam majową bujność i
soczystość wszędzie.
Z jednej strony jest to piękna bujność
i soczystość ale z drugiej powód ogrodowego urwania głowy.
Wszystko rośnie na potęgę i o ile są to rośliny ozdobne to nie
ma problemu, ale takie same parcie na wzrost cechuje też chwasty i
trawę na trawniku. No i tu zaczyna się batalia. Bo trawniki trzeba
skosić zanim urosną tak bardzo że nie da się tego zrobić małą
kosiarką. A chwasty trzeba wypielić zanim się rozsieją.
Z tym tempem wzrostu trawy, jak kończę
koszenie trawnika południowego to trawnik oranżerii i północny
sięgają mi do pół łydki co oznacza długość krytyczną. Na zachodnim panoszą się mniszki i mimo mojej wielkiej
miłości do nich muszę je skosić nim ich lotne nasiona zamieszkają
na rabatach. A to oznacza koszenie co trzy dni.... Nie ma szansy by
się wyrobić z większością prac.
A do tego wszystkiego serce mi pęka jak mam skosić taki błękitny dywanik z przetacznika veronica, więc koszę w łaty.
Trawnik północny.
Pielenie tarasów ogrodu południowego
w tym roku mam na własne życzenie. Nim posadzone tam zeszłej
jesieni, byliny rozrosną się na tyle by chwasty miały ciężkie
życie, trzeba je pielić, pielić i jeszcze raz pielić.
Czy ja Wam już pisałam że nie znoszę
pielić? Jak na posiadaczkę ponad 200 metrów bieżących rabat,
umartwiam się teraz w ogrodzie. Dobrze że chóry ptasie umilają
klęczenie nad tymi rabatami....
Nagrodą są też same kwiaty których z dnia na dzień coraz więcej...
W tym roku powstało też eksperymentalne poletko słoneczników. Już widać że są za gęsto posadzone, ale rosną jak szalone. Liczę na to, że są to na tyle wysokie rośliny, że pielić nie będzie trzeba.
No i nie zakończyłam liczenia i usuwania strat po zimie, ciągle coś jest też do przycięcia,
wycięcia i wyrwania. Lista strat jest bolesna i długa. Są na niej rośliny które bardzo lubiłam w tym kasztan jadalny, wiciokrzewy zimo-zielone, różne inne pnącza, próby nie przeżył zimokwiat (mimo okrycia) oraz parrocja i wiele wiele innych roślin. Ehhhh....
Uprawiając ogród można doświadczyć
na własnej skórze wielu życiowych mądrości. Jeną z nich jest na
pewno że nie da się mieć wszystkiego oraz że sporo rzeczy nie
zależy od nas i tego ile byśmy się nie starali, może się czasem coś
nie udać. Płynie z tego morał że uczy to pokory ale też
pokazuje inne drogi które mogą się okazać zupełnie przyjemne a
nawet lepsze od założenia pierwotnego.
Tak czy inaczej pocieszam się, jak już pisałam wcześniej i zupełnie dobrze mi idzie.
Wyjątkowo malownicze pocieszycielki.
Kolejne lata i zimy mocno mnie
utemperowały i już wiem że ogrodu botanicznego w Moczarowisku mieć
nie będę. Z takim areałem trzeb mieć umiar w doborze roślin i
używać raczej sprawdzonych rozwiązań bo inaczej nie ma szans na
sukces i odrobinę spokoju.
A tak ogólnie jest tak majowo i kolorowo...
Fuksje masz rewelacyjne, bujne, kolorowe, piękne. Tak samo kamasje, u mnie zakwitła tylko jednym pędem a liczyłam na taki błękitny łanik.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Fuksje są bardzo okazałe bo kupione, ale faktycznie udały się. Szczególnie piękne są te malinowo-waniliowe, mają mnóstwo wielkich kwiatów.
UsuńA kamasje to wielkie zaskoczenie, naprawdę pięknie zakwitły, nie wymarzły!
Niestety jest taka prawidłowość, że chwaściory rosną bujniej, niż ozdobne, i to bez specjalnej troski ;-) Piękny masz ogród i dobrą rękę do roślin, choć tej roboty troszkę współczuję (ale i odrobinę zazdroszczę ;-))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam majowo
No tak chwasty tak mają, choć jak systematycznie się je usuwa to w końcu jest ich znacznie mniej. W Moczarowisku jest wspaniała ziemia i rośliny ozdobne jak już się ukorzenią rosną na tyle bujnie że pielenia mam mało na dojrzałych rabatach. Tylko te początki są trudne.... a roboty można współczuć. Ja najbardziej zazdroszczę tym którzy, jak mój brat przychodzą na gotowe ;)) mają ładnie i bez pracy ;)))
UsuńAleż piękny mur! Zachwycający, cudny i bardzo wkomponowany, mimo nowości. Gratuluje!
OdpowiedzUsuńA co do pielenia; to temat bez końca, jak pielenie.
Mur ma 25m długości i musiał być taki by nie razić, połączenie cegły i tynku wydawało się być naturalne i najlepsze w tej sytuacji. To naprawdę widoczny element. Myślę że na tynk damy jakiś delikatny nie krzykliwy kolor, może brudny kremowy, bo biały chyba będzie raził po oczach.
UsuńTo taki krok w zrobieniu czegoś z drugą szklarnią która stała i straszyła.
A co do pielenia to wiem każdy to ma ;))) jak kończysz na jednym krańcu ogrodu to zaczynasz na drugim i tak do zimy... a na Twoim pięknym "skalniaku" to pewnie masz co robić!
Mogę się wtrącić ? nie maluj muru w kremie... będzie wyglądał jak brudny, już fajniejszy biały... taki czysty, neutralny kolor, nie będzie wył... jest przełamany pięknie cegłą, a jeśli nie chcesz czystej bieli, weź śmietankę... zawsze jest łagodniejsza... w kremie będzie wyglądał jak teraz wszystkie elewacje domów, krem albo piasek i ich wariacje... a biel jest taka... taka... swojska i... a zresztą, to chyba kwestia gustu, a o nim się nie dyskutuje..
UsuńOch, ja tez miałam takie nastawienie: mieć ogród botaniczny :))) ale już od kilku lat nic nie okrywam, gdyż wreszcie doszłam do tej ścieżki doświadczenia, która mówi, że jak zimy nie przetrwa to się po prostu do mojego ogrodu nie nadaje. I o dziwo, odkąd przestałam okrywać na zimę, to mniej roślin przemarza :))))))
OdpowiedzUsuńA mur bardzo imponujący :)))
Plewienie mi nie przeszkadza, odpoczywam przy tej pracy od pracy umysłowej. Przy plewieniu najważniejsze myśli jakie krążą mi po głowie to jedynie tylko takie: daleko jeszcze :))))))))))) a zazwyczaj jest daleko bo mam około 5 arów rabat i jak skończę ostatnią to trzeba się brać za pierwszą :)))) tak, jak i u Ciebie
Ja okrywam ale może zrobię jak ty.... radźcie sobie same...
UsuńA tak ogólnie to człowieka-ogrodu pociągają rośliny których nie ma i tak samo jakoś z tym ogrodem botanicznym wychodzi..
Ja już przy pieleniu nie odpoczywam bo męczy mnie ta myśl co u Ciebie "daleko jeszcze?" albo bardziej taka "Anka no jeszcze trochę dasz radę ;)))" Na upór bo nie na rozum ;)))
Wspaniały pomysł z murem, uwielbiam mury, murki, dodają klimatu. Kapitalne zdjęcie podczas powstawania Twego muru.
OdpowiedzUsuńFuksje urocze.
Odnośnie pielenia podzielam Twoje zdanie, u nas na siedlisku tez ziemia urodzajna, to sama wiesz, jak zielsko rośnie, a jak nikt z nim nie walczył od wielu, wielu lat, to praca zdaje się syzyfowa póki co.
Pozdrawiam
jolanda
No tak zapuszczone żyzne ogrody są bardzo wymagające... wiem wiem.
UsuńTwoje murki też są urocze :)))
U nas też trochę pomarzło. Zmarzł powojnik, wiciokrzew pomorski ( a to rodzima i odporna roślina!) Ten ostatni na szczęście od korzeni odbija. Zmarzły mrozoodporne odmiany róż, kilka traw ozdobnych, porzeczka ozdobna ( odbija , trzmieliny szczepione mróz załatwił. Ech!
OdpowiedzUsuńA mur - super!
Oj nawet mi się nie chce myśleć o tych stratach...
UsuńU nas powojnik i róże co wytrzymują -30 nie dotrwały do wiosny.....
Masakra
Bardzo piękne masz ułanki (lubię tę zapomnianą nieco nazwę tej rośliny).
OdpowiedzUsuńTo piękna nazwa ale mocno zapomniana... wiele osób kompletnie jej nie kojarzy.
Usuń