Jeden obszar ogrodu, według geodezji dwie działki o określonym obszarze. Według mnie mój ogród/park .....jak to zwał tak to zwał. Ale w rzeczywistości nie mieszkam tu sama (i nie mam na myśli mojej rodziny ) Obok roślin, mieszka tu mnóstwo zwierzaków. Każdy z nich ma swój rewir, nie zwracając uwagi na sztuczne ludzkie granice i podziały. Jak wieczorem idę zamknąć inspekty wiem gdzie spotkam jeża, gdzie mieszka cała rodzina nietoperzy, bo nawet ropucha na ganku traktuje swoją stołówkę pod lampą jako pilnie strzeżony kawałek "swego miejsca na ziemi". Wszystko łącznie z rewirami ptasimi ma swoje granice i obszary. Mój ogród rok rocznie podzielony jest na milion różnych działek, i nikt się mnie nie pyta o zgodę!! ba to wszystko, nawet bez konsultacji z geodetą. Tak po prostu pełna swawola...
Ptaki jako że są bardzo zapobiegliwe już od marca ustaliły podział gruntów i widać każdy osiadł na swoim, nie naruszając granic pierzastej konkurencji. Ale pierzaści mieszkańcy to nie jest jednorodna grupa. Mamy wśród nich spokojnych stonowanych obywateli....
i krzykliwą kłótliwa klasę rządzącą.... ptasią arystokracje.
Powiedź bażantowi że nie rządzi na tym terenie to Ci nie uwierzy!
To typowy przedstawiciel rodziny kuraków. I tak jak każdy kogut czy paw ma cechy które każą mu wierzyć że jest po prostu najwspanialszy. To typowy egocentryk.
Sprawa komplikuje się troszeczkę jak stężenie takich egocentryków w ogrodzie jest zbyt duże.
Zdziczały ogród ma tą zaletę że bażanty czują się w nim bardzo swobodnie.
Nie muszę mieć fachowej ptaszarni by podziwiać te pięknie wybarwione samce na trawniku. Co prawda, całą zimę, dbałam o ich dobra kondycję, by dały się podziwiać w wiosennej szacie, która jest iście królewska!
Nie chcę im wypominać ale zjadły ponad 200 kg mieszanki ziaren pszenicy, kukurydzy, i owsa. Ale trzeba też przyznać że rodzina składa się z 20 ptaków więc jest dość spora.
Teraz samce osiadły na swoich rewirach i emablują skromnie upierzone kury.
W zeszłym roku doczekaliśmy się uroczego przychówku, i mam nadzieję że w tym będzie podobnie.
W krzakach, niby mnie nie ma ale czerwone rumieńce na policzkach trudno ukryć...
czasem jednak niepokój że ktoś może jednak nie poznać się na randze w jakiej jestem, i potraktować mnie jako obiad, każe mi oddalić się - czytaj zwiać w oddalone krzaki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz